Tłumaczenie: Anna Kołyszko
Jeśli przyjąć, że człowiek został stworzony na wzór i podobieństwo Boga, oraz, że wszyscy są dziećmi bożymi, to po przeczytaniu tej książki, niekonicznie chciałoby się bratać z bohaterem głębokiej prowincjii stanu Tennessee, Lesterem Ballardem.
McCarthy, w krótkiej, bo zaledwie 220 stronicowej książce, opisuje historię Lestera Ballarda, mężczyzny lat około 30, który zrządzeniem losu, bo komuś tam na górze omsknął sie palec z szufladki dobry uczciwy czlowiek i zaprogramował go z przegródki ćwok nekrofil, morderca i złodziej. Tak do końca nie wiemy i nie dowiemy się, co było początkiem końca Ballarda. Można snuć domysły, można mieć teorie, jaki był początek upadku bohatera, bo autor nie pomoże w wyjaśnieniu histori. Autor beznamiętnie i oszczędzając zbędne słowa, ale z precyzją chirurga, opisuje pewien rozdział z życia Lestera. Natomiast jest zupełnie inną sprawą, czy opisana historia naprawdę warta jest poznania. Prawdę mówiąc, popełniane morderstwa, nekrofilia, opisy procesów fizjologicznych towarzyszących każdemu człowiekowi, nawet Ballardowi, nie robią na mnie specjalnego wrażenia, ot, ćwok półgłówek jako nekrofil i kolekcjoner zwłok. Z pewnością nie można zarzucić Ballardowi braku pracowitości i przywiązania do własności, cokolwiek to może dla niego znaczyć. Bo ze zdziwieniem i nawet podziwem, obserwowałam moment wymuszonej przeprowadzki, z jednej jaskini do drugiej (gdzie odległość znaczna), z całym dobytkiem, czyli zapleśniałym materacem, kilkoma rupieciami i wszystkimi obślizgłymi trupami, jakie zdołał zgromadzić.
Nie będę się zastanawiała, co autor chciał powiedzieć, pisząc taką książkę i nie będę się doszukiwała zakamuflowanych znaczeń, dygresji i innych porównań. Ani nie przeraziłam się dokonanymi zbrodniami, ani nekrofil Lester specjalnie mnie nie poruszył, co najwyżej z ciekawością, a nawet chwilowym współczuciem mylonym momentami z sympatią, przyglądałam się bohaterowi tej powieści. Wzruszeniem ramion kwitowałam niewiele różniących się od Ballarda idiotów z mieściny, w której wszystko się rozgrywa. Niewątpliwie jakieś przesłanie musi być, bo pisarz tego formatu chyba nie popełnił powieści, by zaszokować czytelnika dla samego zaszokowania opisami drastycznych scen , ta myśl głęboka gdzieś jest i niech już tam zostanie.
Uwielbiam McCarthy’ego za To nie jest kraj dla starych ludzi i Drogę, więc uznam Dziecię boże za wypadek przy pracy 🙂 i czekam na Krwawy południk.