Tiān’ānmén oznacza Bramę Niebiańskiego Spokoju, a dla nas to plac Tian’anmen, który zupełnie inaczej wygląda w telewizorze czy na profesjonalnych fotografiach, a inaczej oglądany przeze mnie i na moich zdjęciach :). Faktycznie jest to ogromny plac, wyłożony betonem, umajony licznymi latarniami i upstrzony mrowiem ludzi (w porywach i milion sztuk tam wejdzie), a przez to, że jest tak wielki i płaski, sam w sobie wydaje się nudny. Interesujące natomiast są dwie budowle, z jednej strony mauzoleum Mao, a z drugiej Brama Niebiańskiego Spokoju, prowadząca do Zakazanego Miasta.
Brama Niebiańskiego Spokoju udekorowana jest ogromnym plakatem/obrazem Mao. Niestety moje zdjęcia nie są dobrej jakości, bo akurat w tym dniu nie dość, że temperatura przekraczała 30 stopni C, wilgotność powietrza doprowadzała do szału, to niebo nie było niebieskie tylko szare i wszystko spowijało takie białe coś, a mój aparat fotograficzny, to przeciętna cyfrówka dla niewymagających.
Po wizycie w mauzoleum, uważam, że zmumifikowane truchło przewodniczącego Mao, bardzo niekorzystnie się prezentuje w szklanej trumnie. Owszem, przewodniczący ma na sobie mundur, usta są zamknięte i oczy też, nie uśmiecha się, jest poważny i okropnie żółty. Podejrzewam, że figury woskowe Madame Tussauds są bardziej żywe i naturalne niż mumia Mao, ale widać tak mają mumie przewodniczących. W przybytku tym obowiązuje absolutny zakaz wnoszenia zapalniczek, aparatów, kamer, toreb i innych rzeczy, poza tym na twarzy pełna powaga, milczenie i skupienie, zabroniony jest uśmiech a nawet uśmieszek, bo inaczej panowie tajniprzezpoufni wywleką wiernego z szybko posuwającej się kolejki i nici z oglądania.
więc tylko kawałek placu
Natomiast Zakazane Miasto jest tak nieprawdopodobnie piękne, z tak ciekawą swoją historią i jego mieszkańców, że żadne zdjęcia, żadne opowieści nie oddadzą tego co warto zobaczyć naocznie. I tak jak wyżej, przez smog zdjęcia kiepskiej jakości
a tu perspektywa Zakazanego Miasta ze Wzgórza Węglowego, z którego widać same złote dachy Miasta (ehem, naprawdę piękny widok)
Przez przypadek trafiłam na sesję zdjęciową młodej pary i pozwoliłam sobie na własne zdjęcia, oczywiście za zgodą zainteresowanych
A czemu Dźwirzyno ?
Bo Pekin zwiedzałam, smakowałam, wąchałam i podziwiałam, do ostatniego bólu nóg, do hektolitrów wypitej wody i litrów wylanego potu, do męczącego mnie przez cały pobyt syndromu jet lag. I było intensywnie i było cudnie. A dziś wyjeżdżam nad morze, do znanego mi, swojskiego Dźwirzyna i tam przez kilkanaście dni będę wylegiwała się na tarasie domku, kąpała w morzu i czytała do ostatniej kartki :
- Tai-pan – James Clavell
- Makabryczna gra – Sebastian Fitzek
- Śmierć ma 143 cm wzrostu – jak wyżej
- Klinika – dalej ten sam Fitzek
- Ostatnie tchnienie – Denise Mina
- Dziewczęta z Szanghaju – Lisa See
- Krwawy południk – Cormac McCarthy, w trakcie czytania
Starczy nie starczy, zapas jest, a w razie co, można uzupełnić na miejscu. I to będzie leniwa, ale jakże ulubiona przeze mnie forma letniego wypoczynku.