Dramatyczne dzieje hemofilii w europejskich rodach książęcych pióra Jürgena Thorwalda.
Tym razem, bohaterką opowieści tego niemieckiego pisarza, została hemofilia i nie ma potrzeby dawania odnośników do uczonych żródeł internetowych, bo w przystępny sposób autor dzieła wyłuszczył czytelnikowi co z tą hemofilią.
A podtytuł ze wszech miar słuszny, gdyż razem z Thorwaldem odwiedzimy trzy europejskie dwory książęce, w których ich mieszkańcom niczego nie brakuje, oprócz krzepliwości krwi wyróżnionym męskim potomkom. Sprawczynią całego zamieszania, czy nieszczęścia w rozwłóczeniu hemofilli po Europie, okazała się królowa Anglii, Wiktoria. My, dzięki Thorwaldowi, mamy okazję poznać trzech hemofilityków, z największych rodów europejskich IX i XX wieku. Hrabiego Alfonsa Covadonga, niedoszłego król Hiszpanii, kończącego życie wraz z ostatnią kroplą krwi wysączoną z jego układ krwionośnego, pod koniec lat 30 na Florydzie, pruskiego księcia Waldemara Hohenzollerna, który w 1945 roku, uciekając z Kamieńca na Dolnym Śląsku, wykrwawia się w Tutzing, oraz młodego carewicza Aleksego z Romanowów, który nie zdążył się wykrwawić (ale był blisko), bo rewolucja w śmiertelnym wyścigu, okazała sie szybsza.
Znakomicie czyta się sfabularyzowaną historię dwóch mężczyzn i dziecka, tak ciężko doświadczonych przez los. Mimo, że pochodzący ze świetnych rodów, bogaci, piękni i pożądani, zostali skazani na nędzną egzystencję, a ból i widmo śmierci, to stała towarzyszka życia każdego z nich. Rzetelnie wywiązał się ze swojego pisarskiego obowiązku autor, przedstawiając czytelnikowi bez uczonych wywodów hemofilię i jej skutki, pacjentów dotkniętych tą przerażająca chorobą, bez mądrzenia opisując i przybliżając wiele faktów historycznych, o których niby wiemy, ale tylko niby. A podanie tego w formie trzech opowiadań, wydaje mi się dobrym zabiegiem, łatwo przyswajalnym trudny i skomplikowany temat, jakim jest zawsze choroba, szczególnie obciążona genetycznie i bez widoków na wyleczenie.
Wielbiciele twórczości Jürgena Thorwalda, powinni być usatysfakcjonowani, ja jestem.
//