Powieść kryminalna Wiktora Hagena.
Kim byli czerwoni książęta za głębokiego peerelu – wiadomo, w czyich żyłach płynie błękitna krew, też nie jest tajemnicą, natomiast osobnicy, stojący ponad prawem i mający za plecami silnych protektorów, to świeża kasta, mająca krew granatową.
Robert Nemhauser jest nowym bohaterem, oraz komisarzem policji, mającym ambicje dołączenia do szczupłej tymczasem ekipy polskich szerloków holmsów, takich jak Adam Nowak (cykl powieści Konatkowskiego – świetne), czy Teodor Szacki (Uwikłanie Miłoszewskiego – jeszcze lepsze). Ambicją każdego twórcy jest urodzenie takiego bohatera, by czytelnik dobrze sobie go zapamiętał, polubił i chciał czytać o jego perypetiach w łapaniu bandytów i złodziei, oraz morderców. I Wiktor Hagen takiego bohatera usiłuje stworzyć. Komisarz policji z długimi kręconymi włosami, ojciec bliźniaków, szczęśliwy mąż swojej żony, znakomity kucharz amator, dorabiający swoim hobby u kumpla w knajpie, niepalący i niepijący facet-ideał, jakże różny od znanych mi innych detektywów.
I przyjdzie naszemu komisarzowi bez wad, rozwikłać tajemnicę dziwnych, samobójczych śmierci osób, które właściwie nie miały prawa umrzeć. Nemhauser i jego partner Mario biorą się do detektywistycznej roboty. A w trakcie śledztwa przyjdzie im się zmierzyć z ważnymi figurami z pierwszych stron gazet, a to politykami, a to producentami filmowymi, czy też skończonymi pisarzami.
Teoretycznie powieść ma to wszystko, co kryminał powinien zawierać, ale ja jestem rozczarowana. Intryga kryminalna zbyt pokrętna, a motyw zbrodni owszem, tyle, że nie w formie, w jakiej mi zaserwowano. Afery i intrygi, czyli witajcie w polskim piekle (ty nie wiesz kim ja jestem i co mogę, ciągle aktualne), nagromadzenie tych wszystkich zależności politycznych od policji, po urząd prezydenta, jak dla mnie, za dużo grzybów w barszczu. I wreszcie sama instytucja policji stołecznej. Po przeczytaniu powieści, zostałam z taką oto wiedzą, że oprócz Nemhausera, reszta funkcjonariuszy to banda prymitywnych osiłków i kretynów. W dalszym ciągu w temacie teściowych nic się nie zmienia, czyli o ile wszystkim lżej i dostatniej żyłoby się bez nich, a dzieci są straszne i warto zastanowić się nad ich posiadaniem.
I jeszcze jedno, cena prawie 50 pln, nijak ma się do tego co dostałam w zamian, naprawdę przesada.