Tłumaczenie: Andrzej Leszczyński
Już przy okazji czytania Gry pozorów, wydedukowałam, że Finder jest specjalistą od straszenia czytelnika tym wszystkim, co może się wydarzyć w dowolnej firmie, będącej składową jakiejś korporacji. Nie inaczej sytuacja się ma w Człowieku Firmy.
Na początek poznajemy szefa pewnej fabryki mebli biurowych, który w ramach restrukturyzacji, zmuszony jest zwolnić połowę załogi fabryki, liczącej 10 tysięcy pracowników. Nie przysparza to popularności szanowanemu niegdyś szefowi, znienawidzony i z mianem Rzeźnika lub Kata, staje się outsiderem społeczności, w której przyszło mu żyć. Jak by mało było kłopotów w Firmie, dochodzą problemy wychowawcze z własnymi dziećmi, które po tragicznej śmierci matki, nie potrafią odnaleźć się w sytuacji półsierot. I na koniec trzeci problem naszego bohatera, mianowicie ktoś z uporem maniaka dokonuje aktów wandalizmu w jego willi, wypisując na ścianach pogróżki, ale by było ciekawiej, dzieje się to na strzeżonym osiedlu, okablowanym i z kamerami. Nikt nic nie wie, nic nie widzi, policja nawet nie udaje, że coś w tej sprawie robi, a podejrzanych jest około 5 tysięcy plus ich rodziny, co pozwala przypuszczać, że gość za wrogów ma wszystkich mieszkańców miasteczka.
Trzeba powiedzieć, że powieść trzyma w napięciu. W trakcie lektury podświadomie jedna myśl nie daje spokoju, otóż ktoś wrabia naszego bohatera w coś, a kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i mimo, że sporą wiedzę już mamy, dalej czekamy na jakiś spektakularny zwrot. I takiego zwrotu się doczekamy, ostatecznie jest to thriller. Ale oprócz wątku sensacyjnego, interesującym zabiegiem jest ukazanie społeczności małomiasteczkowej, dotknietej totalnym bezrobociem i forma radzenia, lub nieradzenia sobie z tym problemem. Pierwsze wrażenie po lekturze na plus.
Można też powiedzieć, że 600 stron drobnym drukiem, to jest stanowczo za dużo, jak na powieść, która mieni się thrillerem. Namnożenie wątków pobocznych, chęć przedstawienia czytelnikowi z zegarmistrzowską dokładnością o co chodzi z korporacją, momentami wrażenie czytania harlekinu klasy B, oraz finał słodki tak, jak słodki może być tylko policyjny pączek. Moje drugie wrażenie i spojrzenie z dystansem na dzieło, daje minus.
Jest to powieść, bez czytania której można spokojnie spać, natomiast mając dodatkowy czas i nic ciekawego w zasięgu ręki, czemu nie.