Powieść kryminalna Wiktora Hagena.
Nie targały mną żadne emocje, kiedy zamówiłam książkę na allegro, zrobiłam przelew, poczekałam na umyślnego, następnie rozpakowałam i przeczytałam. Tak wyglądała u mnie akcja Długi weekend, choć muszę przyznać, że rzadko daję drugą szansę autorowi, po pierwszej wpadce.
Jak tytuł powieści wskazuje, wszystko rozpoczyna sie w długi majowy weekend, kiedy to cała stołeczna komenda policji, z nielicznymi wyjątkami, wyrusza na zasłużony odpoczynek i na posterunku zostaje znany z Granatowej krwi, Robert Nemhauser. Najpierw na scenie pojawia się pierwszy trup, potem drugi, a to robi już tłumek trupów i nasz bohater musi zacząć się sprężać w poszukiwaniach mordercy, lub morderców. Ale by nie było tak łatwo, Nemhauser zostaje sam z dziećmi, jako że żona Paula przeszła kolejny etap castingu w wyścigu do wymarzonej pracy i wyjeżdża na kilka dni, dodatkowo wieczory ma zajęte, kucharząc w knajpie „Czarny Tadek”, a partner z tandemu Nemhauser & Jasny, wyjeżdża na długi majowy weekend.
Nieźle sobie pan Hagen wymyślił to co wymyślił, a co ja przeczytałam. Bo od dawna będąc katowaną przez wszelkie media a to budową autostrad i ich opóźnieniem, czy złodziejstwem i naciskami politycznymi, to na deser jeszcze ekolodzy jak ból po kościach snujący się, tu przytroczeni, albo tam przybici i wszystko w ramach ochrony/obrony przyrody. Sezon ogórkowy trwa, ME zbliżają sie wielkimi krokami, Polska od gór do morza robi za plac budowy i w takiej to gorączkowej atmosferze, wśród archeologów, ekologów, polityków i milionerów, przyjdzie się naszemu Nemhauserowi prowadzić śledztwo w sprawie dwóch zamordowanych osób.
W ten Długi weekend, nie tylko będziemy typowali mordercę, ale mając przyjemność z całą galerią postaci, wprowadzanych przez autora, możemy pobawić się w dopasowanie postaci literackich do odpowiedników z pierwszych stron gazet w realu, a nawet pokiwamy głową, zatrzymując się przy ekologach.
Pierwsza powieść Hagena nie zachwyciła mnie, co do drugiej, to jest zdecydowanie lepiej. Do intrygi kryminalnej nie można się przyczepić, tak to właśnie bywa, jeśli słowa rzucane są na wiatr. Dzieci dalej występują, ale zostały lekko spacyfikowane i nie zniechęcają do ewentualnego rodzicielstwa tych, którzy sie wahają, teściowa tak jakby przestała straszyć i z większą sympatią można spojrzeć na przyszywane „mamy”. Nemhauser jako policjant wyrobił się, nie ma jeszcze gwiazdy szeryfa, ale jest zdecydowanym facetem, który wie co robi. Według mnie słabym punktem jest Mario Jasny i Paula Nemhauser, pierwszy robi za głupka, a druga za niesympatyczną babę, czepiającą się chłopa nie w tych momentach co trzeba. W ogóle uważam, że kobiety nie są mocnym punktem powieści, niesympatyczne, głupie i wredne. A to wszystko opisane sprawnie i na temat, można nawet pokusić się o zrobienie kilku potraw, mimo, że dokładnego przepisu nie ma, pozwiedzać Warszawę, bo komisarz raczej nie zaprasza na komendę, a sam chodzi do ludzi.
Z powieści na powieść W.Hagen się rozkręca, robi to coraz lepiej, więc czekam na tom trzeci.