Tłumaczenie: Elżbieta Frątczak-Nowotny
Gdyby nie ruch maoistyczny i spektakularna akcja członków wielbiących Mao w 1968 roku, której ukoronowaniem był zamach terrorystyczny w bazie wojskowej w Lulea i w konsekwencji śmierć żołnierza, Annika Bengtzon nie miałaby tematu. Bo zbliża się 30 rocznica tamtych wydarzeń, a dziennikarz miejscowej gazety, ginie w niejasnych okolicznościach. Sprawa zapewne rozeszłaby się po policyjnych kościach, gdyby Annika Bengtzon, mająca idee fixe na punkcie terroryzmu i terrorystów, nie wtrąciła swojego dziennikarskiego nosa w nie swoje sprawy.
Kiedy nasza dziennikarka po awanturach w macierzystej redakcji, cichaczem wściubia nos w tragiczne wypadki w Lulea, nie zauważa, że własne życie rodzinne zaczyna niebezpiecznie pękać i nim się zorientuje, dla nikogo nie będzie do sytuacja komfortowa.
Teraz powinnam przejść do zachwytów, lub przynajmniej znaleźć kilka plusów, by lepiej się poczuć, mając świadomość, że jestem lżejsza o 35,00 pln za to dzieło. Ale nie będę na siłę poprawiała sobie humoru, bo albo coś mi się podoba, albo nie. Czerwona wilczyca mi się nie podoba
- za powrót do lat 60 i uczynienie z tamtych ruchów politycznych afery w XXI wieku, nudne jak na lekcję historii (jedna mikra akcja terrorystyczna i wielkie halo po kilku dziesięcioleciach)
- za spokój i ciszę przez 30 lat i nagle wielki come back z kilkoma trupami po drodze, zupełnie bez sensu
- za dorosłych ludzi, XXI wiek, a rewolucyjne ideały wiecznie żywe, kompletnie niestrawne i niewiarygodne dla mnie
- pseudonimy członków komórki terrorystycznej równie śmieszne i żenujące jak ich właściciele
- za scenę grozy w murowanym domku i wiele innych, równie nudnych i jeszcze nudniejszych
- za próby zatrzymania mężczyzn przy sobie za wszelką cenę
- za całokształt
Nie mam nic przeciwko temu, by przeszłość powracała i odciskała swoje piętno na dzisiejszych bohaterach, ale nie wszystkim pisarzom w równym stopniu to się udaje. Lizie Marklund nie udała się ta sztuczka, być może inaczej odbierają takie historie szwedzcy czytelnicy, ja jestem rozczarowana. A ponieważ jestem rozczarowana, dobrze się zastanowię na kolejnym dziełem Marklund, które zapowiadane jest na już wkrótce.
Żeby już tak do końca nie było beznadziejnie, to fajną zimę tamtego listopada mieli, a na dalekiej północy to już w ogóle.