Pani na barykadzie

Wczoraj miałam potrzebę zadania jednego pytania, niewykluczone, że zaopatrzenia się w kwity, gdyby zaistniała konieczność, więc się tam udałam, do tego ZUS-u. Ogonek liczył trzy osoby, klima sprawnie klimatyzowała, to karnie stanęłam jako czwarta. Obsługa klientów/petentów w tym momencie składała się z jednej barykady (biurko, ksero duże, kosz na śmieci i dwa stojaki z okropnie ważnymi druczkami). Barykady broniła młoda PANI i była dobra w tym co robi. Jako pierwszy, na barykadę poszedł pan z laseczką i pół budynku zusowskiego miało okazję usłyszeć, jak dzielnie i profesjonalnie, atak jest odpierany:

Co mi tu przyniósł, przecież wczoraj mówiłam wyraźnie co trzeba, to są jakieś własne szpargały, a nie dokumenty, które kazałam przynieść. I co, jeszcze raz nich leci do domu i niech przyniesie, tylko tym razem dobre, bo znowu poleci, jessu, potem jeszcze usteczka PANI wypluły dźwięki: mlask, ciamk, wzdech, nawet o ton decybeli nie obniżając. Pan z laseczką poszedł, barykada utrzymana.

Kolejny straceniec, młody człowiek, trzymający w garści jakieś kwity. Odważnie podszedł i nawet siadł bez zaproszenia, taki hardy był. Chyba zaczął wyłuszczać swoją sprawę, bo coś cicho zaszemrało i zaszeleściło, po 5 sekundach ogień krótki zaporowy od strony barykady skutecznie spacyfikował gościa:

Absolutnie, z tym niech idzie do sądu i dopiero potem do nas. Nie nie nie, nawet nie ma o czym rozmawiać, sąd. Młody, czerwony na twarzy, sponiewierany i stracony, poszedł precz.

Kobieta stojąca przede mną, przechodziła różne etapy, od gniewu, wyparcia i akceptacji, po strach. W pewnej chwili szepnęła do mnie, że idzie po męża i poszła.

Postanowiłam zaatakować, podeszłam, siadłam bez pytania i gromkim głosem, bardzo gromkim, wykrzyczałam: dzień dobry. Pani spojrzała na mnie, kto wie czy nie z lekuchnym uznaniem, bo odpowiedziała na powitanie głosem o ton cichszym i pytająco spojrzała na mnie. Zaatakowałam ją pytaniem zamkniętym, ale Pani odparła atak strzałem ostrzegawczym pytaniami krótkimi tak/nie i po 10 sekundach, wyskandowała: z tego stojaka od góry pierwszy i trzeci kwit, a z tamtego… albo nie, z tamtego na razie nie.

Wyszłam ze zdobycznymi kwitami, odpowiedziami na moje pytania i morderczymi przemyśleniami, jaką strategię zastosować następnym razem, by Panią na barykadzie przetrącić, bo strącić się nie da, przecież ona z ZUS-u jest.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s