Powieść o Hongkongu Jamesa Clavella.
Na hasło Clavell mój odzew może być tylko jeden: Król szczurów. Nie jest to rzecz jasna powód do dumy, ale po lekturze Tai-Pana, szczęśliwie zainfekowana zostałam gorączką Wschodu i sporo powieści przede mną.
Kto jest fanem historii, a szczególnie tej XIX-wiecznej, wie wszystko. Ale historyczna wiedza wyniesiona tylko z podręczników szkolnych, po wsze czasy odnotowana została na świadectwach szkolnych i wrzucona razem z nimi do odpowiedniej papierowej teczki z tasiemkami, albo ubrana w plastikowe koszulki, do zapomnienia. Mogłabym powiedzieć, by dodać trochę dramaturgii: i nagle… albo, wtem… w ręce moje przypadkiem trafił Tai-Pan, ale tak nie było, zwyczajnie kniga ogonkowała i teraz przyszła jej kolej.
To jest powieść z gatunku takich, o których powiem, że to czytadło, ale w bardzo pozytywnym znaczeniu i z encyklopedycznego wyjaśnienia czytadło, usunęłabym niewielką wartość literacką tego dzieła. Później nadęłabym się i dodała punkt drugi, określający powieść jako literaturę wysokich lotów, ale Clavell nie może pochwalić się jakimiś międzynarodowymi literackimi nagrodami, więc nie wiem, czy moja samozwańcza ocena się liczy, ale prawdę mówiąc, kogo obchodzi, jak określę przeczytaną powieść.
Przechodząc do meritum, jest to zwyczajnie fantastyczna opowieść o wojnach opiumowych i powstawaniu Hongkongu. O Tai-Panie i jego śmiertelnym wrogu, wojnach podjazdowych między nimi, i honorze. To książka o intrygach, wielkich pieniądzach, bankructwach wielkich fortun i niewyobrażalnych bogactwach. W tej 700 stronicowej książce nie braknie historii o miłości, determinującej działania na teraz i na potem. Ale oprócz wątku przygodowo-podróżniczego, istotnym elementem powieści jest historia powstania Hongkongu, nieposkromione zapędy Anglii w jej supremacji nad światem, Rosja i Ameryka w wyścigu do tego samego, według własnych reguł. I wisienka na tym torcie: Chiny – ze swoją mądrością, filozofią i przebiegłością, wypracowaną przez tysiąclecia.
Ale przecież cała ta historia byłaby tylko suchym przekazem, gdyby nie wyjątkowość postaci, wykreowanych przez autora. Od najniżej stojących chińskich kulisów, po burdelmamy, marynarzy, dyplomatów, przedstawicieli armii morskich i lądowych, po tego najważniejszego, Tai-Pana. I jeśli wydaje nam się, że mamy już dostateczną wiedzę na temat bohaterów, bo za nami 300, 400 czy 500 przeczytanych stron, nic bardziej mylnego, każdy ma jakąś skrywaną tajemnicę, która w sprzyjającym momencie zawsze wyjdzie na jaw.
Ważne historyczne momenty, spora dawka sensacji, okrucieństwo i miłość, oraz pyszne chińskie jedzenie. Cóż za książka, no mówię żesz…