Największy lęk

Powieść kryminalna Linwooda Barclay’a.

W chwili, kiedy zostaje się rodzicem, przewartościowuje się całe życie i na pierwszy plan, zawsze, wysuwa się dobro i bezpieczeństwo dziecka. O miłości rodzicielskiej nie wspominam, bo to stan permanentny, towarzyszący rodzicom od zawsze, czyli od urodzin dziecka po śmierć własną, pod warunkiem zachowania naturalnej kolei rzeczy. Najbardziej wyniszczający i wszechobecny jest lęk o dziecko, zapewnienie mu bezpieczeństwa i doholowanie go do punktu, w którym sam o sobie zaczyna decydować, a rodzic łapie wtedy drugi oddech.

O takim właśnie strachu opowiada Największy lęk, o niewiarygodnym lęku, którego doświadcza ojciec pewnej 17-latki. Bo pewnego poranka, dziewczyna je śniadanie, bez specjalnego powodu pokłóci się z ojcem i wychodzi do pracy do hotelu, są wakacje i Sydney dorabia do kieszonkowego. Ale wieczorem, po skończonej pracy, Syd nie wraca do domu, nie pojawia się na drugi dzień, potem mijają tydzień za tygodniem, a dziewczyny nie ma. W takim przypadku powiadamia się policję i samemu podejmuje akcję poszukiwawczą. Przeważnie tak się dzieje, że kiedy desperacko czegoś się szuka, to trafia na coś, niekoniecznie zgubę, co okazuje się być fragmentem całości, o jakiej nie chcemy wiedzieć i od jakiej chronimy własną rodzinę. To wszystko dopiero przed Timem Blake, ojcem zaginionej Sydney i początek koszmaru, jakiego doświadczy w trakcie desperackich poszukiwań córki.

Sprytnie Barclay wymyślił intrygę Największego lęku. Przez kilkaset stron towarzyszymy ojcu w poszukiwaniu zaginionej córki, doświadczamy razem z nim strachu, ulegamy agresji i zwątpieniu, dowiadujemy się nieprawdopodobnych rzeczy i powoli, jak w puzzlach, układa się obraz jak z sennego koszmaru. Bo tropów wiodących na manowce jest mnóstwo i wyłuskać ten jeden jedyny, prowadzący do prawdy, wcale nie jest łatwo. Dorośli i młodzież, biorący czynny udział w tej historii okazują się być nie takimi, jakimi chcą być widziani, a kłamstwo, pieniądz i nienawiść rządzą. 

Kolejna powieść Linwooda Barclay’a okazuje się być niezłym thrillerem. Pan ma dryg do konstruowania intryg kryminalnych i zaskakujących finałów, do trzymania czytelnika w ciągłej niepewności i strachu. Ale uważam, zresztą tak było w Bez śladu i w Za blisko domu, że skupia się tylko na aspekcie sensacyjnym, nie wyściubi nosa poza intrygę kryminalną i życie prywatne bohaterów, a i to bardzo fragmentarycznie i enigmatycznie. Natomiast stopień zagmatwania fabuły, a później zgrabne połączenie wątków wychodzi autorowi coraz lepiej. Do czego mogę i chcę się przyczepić, to finał tej historii. Wyjątkowo łzawy, melodramatyczny, jak w filmie klasy z ostatnich miejsc alfabetu, aż się chce powiedzieć i żyli długo i szczęśliwie, oprócz tych którzy dla dobra sprawy musieli umrzeć. Ale Barclay tak ma, początek i środek powieści bardzo dobry, by końcówką nas rozsierdzić i tak już w trzeciej powieści.

Przyjemna, weekendowa lektura, ale też stawiająca kilka pytań, z rodzaju wcale tych nie najłatwiejszych. Warto.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s