Film sensacyjny w reżyserii Simona Westa.
Jeśli chcemy rozrywki na poziomie zabili go i uciekł, to ten film w sam raz się nada. Jeśli nie chcemy interwencji obżerających się pączkami policjantów, albo zblazowanych detektywów, wlewających hektolitrami w siebie bourbona, Mechanik jest filmem, który spełnia nasze wymagania. I jeśli mamy życzenie poznać elitę płatnych zabójców, to Jason Statham, w roli człowieka zabójcy, nauczyciela i guru od killerki, jest idealny.
Pomysł na fabułę jest stary jak świat, najpierw jest zdrada, a potem zemsta. Tytułowy Mechanik, Arthur Bishop, to najwyższej klasy specjalista od zabijania. Każde zlecenie w jego wykonaniu, jest popisem zegarmistrzowskiej precyzji i nienagannego wykonania zadania, Po kilku zaprezentowanych nam popisowych numerach Arthura zabójcy Bishopa, ten dostaje zlecenie zabójstwa swego mentora i największego przyjaciela. Nawet członkowie klubu zabójców mają swój kodeks honorowy, więc Bishop z niebywałą precyzją wykonuje zlecenie, chowając głęboko sumienie i jego wyrzuty. A później pojawia się syn zamordowanego, panowie wspólnie zaczynają działać, Arthur zabójca Bishop wciela się w nauczyciela, ucząc killerki chętnego Steve’a, ziejącego chęcią zemsty za śmierć ojca.
Bardzo męskie kino, w którym panie sprowadzono do parteru, pozwalając im zagrać rolę prostytutek, dających wytchnienie panom po skończonej akcji. Mnóstwo krwi, dużo hałasu i efektów specjalnych. Arthur zabójca Bishop i jego uczeń robią co mogą, by sprostać wyzwaniu i podnieść atrakcyjność filmu. Twarde spojrzenia, oszczędność słowa i zabójczy tandem jak malowany. A jednak to wszystko już było, kiedyś. Niczym szczególnym film się nie wyróżnia, standard i schemat, to wizytówka Mechanika.
Ale mimo wszystko warto dzieło obejrzeć, dla samego Jasona Stathama chociażby. Szczególnie wtedy, gdy angina w pełnym rozkwicie, fonii brak i temperatura ciała zdecydowanie powyżej przepisowych 36,6 stopni. I jeszcze dlatego, by przekonać się, że fanką Jasona Stathama można zostać w każdej chwili.