Film sensacyjny w reżyserii Jaume Colleta-Serry.
Zaczyna się banalnie, doktor nauk, zapewne biologicznych, wraz z żoną przylatuje z USA do starej Europy, do Berlina, na kongres naukowy poświęcony żywności transgenicznej. Już na lotnisku zdajemy sobie sprawę, że będzie się działo i mamy rację. Nasz bohater ulega wypadkowi, zostaje w dramatycznej akcji uratowany, traci pamięć i na koniec najlepsze, zostaje okradziony z tożsamości. Żona go nie zna, panowie naukowcy do spółki z policją mają go za wariata i tylko personel medyczny, ze zrozumieniem podchodzi do swojego pacjenta NN, a także były funkcjonariusz Stasi, który z nudów i by nie wyjść z wprawy, za niewielką opłatą, obiecuje znaleźć zagubioną w akcji tożsamość.
Na nudę raczej narzekać nie można. Pościgi samochodowe dobrymi i solidnymi niemieckimi pojazdami spełniają swoje zadanie, kul dziurawiących blacharkę tychże, ilość zadowalająca, kilka osób, które rozstają się z życiem raczej gwałtownie, spełnia oczekiwania widza i dodatkowo towarzyszący nam niepokój, co to będzie co to będzie i jak się skończy, nie pozwala ruszyć się z fotela. Tyle sensacja, bo intryga kryminalna nawet chytrze skonstruowana i szkoda, że tą zagadką dłużej nie pozostała, ponieważ od tego momentu jest już coraz gorzej. Dziadek robiący za awangardę komanda zabójców śmieszy, kwestie wypowiadane przez osoby dramatu nie powalają głębią, przemiana złego w dobrego to czary i tak w ten deseń do the endu, no litości.
Tożsamość i dr Martin Harris misję wypełnili, widz wbity w fotel, intryga zaskakująca i 108 minut w Berlinie wystarczy, tyle, że dla mnie najlepsza i najprawdziwsza była i jest Tożsamość Bourne’a, a reszta to kalki, bardzo takie sobie.