Film kryminalny w reżyserii Davida Finchera.
O czym jest trylogia Millennium Stiega Larssona, fanom przypominać nie trzeba, a przeciwnikom tym bardziej. Jak odebrałam wersję filmową, zwierzyłam się w tym wpisie. A regułą jest też, że jeśli coś podoba się milionom z tendencją zwyżkową, Amerykanie spróbują odkroić sobie przyzwoity trójkąt z tego tortu, co samo w sobie nie jest złym pomysłem, jako że w tym temacie Hollywood ma bogate tradycje, świetnych ludzi od tej roboty i pomysły jak zrobić film, by był dobry i się sprzedawał.
Bardzo dobre dwie godziny z hakiem zapewniła mi Dziewczyna z tatuażem, z pełnymi dynamizmu scenami, narastającym napięciem i spójną fabułą, a pamiętając o mnogości wątków książkowych, to dość istotne dla pełnego zrozumienia o co chodzi w tym wszystkim. Zimowa Szwecja w obrazach Jeffa Cronenwetha jak malowana, muzyka bardzo bardzo ok i oczywiście ci, którzy wzbudzali największe zainteresowanie i kontrowersje, aktorzy.
Uważam, że Daniel Craig jako Mikael Blomkvist sprawdził się o niebo lepiej, niż szwedzki odpowiednik. Przede wszystkim był aktywny przez cały czas trwania akcji, współtworzył i inicjował wątki, nie cedował całej roboty na Salander i nie snuł się po planie, tylko działał. Natomiast Lisbeth Salander, to dla mnie jednak Noomi Rapace. Rooney Mara była za bardzo zachowawcza, przewidywalna i ułożona. Rapace bardzo wiernie oddała całą książkową Salander i dołożyła jeszcze więcej, była idealna, Mara tylko poprawna. I jeszcze coś, reżyser zmodyfikował jeden wątek, albo pomylił Anglię z Australią, a drugi zupełnie zignorował, zapewne nie chcąc pokazać ciemnej penitencjarnej strony Szwecji w zderzeniu z amerykańską.
Gdybym miała opowiedzieć się za którąkolwiek wersją, to mam problem. Żydowskim targiem powiem że, albo tak, albo tak, albo zresztą. A film świetny.