Powieść kryminalna Carin Gerhardsen, w przekładzie Anny Krochmal i Roberta Kędzierskiego.
Rodzice i opiekunowie milusińskich, doskonale zdają sobie sprawę, jak bardzo dzieci potrafią być okrutne i bezlitosne w stosunku do siebie. I nie jest to spowodowane grą i wyrachowaniem, bo raczej tego typu zachowań u 5-6 latków trudno jest się doszukiwać. Myślę, że działa tu pierwotny instynkt stada, prawo dżungli, stado musi mieć przywódcę, a ten swoich pretorian. I tylko od opiekunów zależy, czy w odpowiednim momencie położą kres bratobójczym przepychankom wśród własnych potomków.
W Katerineholm w roku 1968 i 69, zabrakło wyobraźni, chęci i elementarnego poczucia rodzicielskiego obowiązku, by zainteresować się przedszkolakami bawiącymi się bez nadzoru dorosłych, a przymykanie oczu na wyraźne sygnały płynące ze strony najmłodszych, 38 lat później zaowocuje brutalnymi czynami i wypluciem z tamtego grona, mordercy.
Lektura Domku z piernika ma grać na emocjach czytelnika, bo nic tak nie porusza, jak krzywda dzieci. I oczywiście tak się dzieje, bo przecież dzieci itd… . Ale później wszystko też toczy się według sprawdzonego schematu i bez fajerwerków, powodujących opad szczęki. Autorka nie jest w stanie niczym zaskoczyć czytelnika, mało tego, budując intrygę kryminalną zbyt się stara, aby wszystko było czytelne i zrozumiałe, wykłada za wcześnie karty na stół, nie trzymając w rękawie żadnego jokera, który rozbiłby bank.
Budowanie napięcia idzie słabo, a dodatkowo demonstracja udanej policyjnej rodziny z liczną gromadką dzieci, bardzo udanych i grzecznych, w której tata policjant prowadzi śledztwo, sięgające korzeniami również dzieci, tylko nie tak grzecznych, wyraźnie prowadzi do linii demarkacyjnej, a do nas należy ustawienie pionków po obu stronach. Wprowadzenie drugiego wątku, wyraźne nakreślenie czynnika generującego zbrodnię i wymierzanie kary, delikatne upomnienie, by pamiętać o poprawności politycznej względem imigrantów, z tym wszystkim spotkamy się w Domku z piernika, ale bez niuansów i tak potrzebnego wyrafinowania.
W zasadzie jednym słowem mogłabym zacząć i skończyć, przeciętne to było… i smutne.