Powieść kryminalna Marka Krajewskiego.
Czytając powieści Marka Krajewskiego, moja czytelnicza wrażliwość poddawana jest ciągłym wahaniom, od aprobaty po negację i, tak naprawdę, nigdy nie byłam w stanie jasno się określić, o co mi chodzi i czego chcę, lub czego oczekuję od powieści autora Krajewskiego. Mimo to, z uporem maniaka, każdą kolejną powieść czytam i albo kręcę nosem, albo nie. Po lekturze Rzek Hadesu chcę powiedzieć, że Marek Krajewski jest znakomitym pisarzem.
Lwowska odyseja Edwarda Popielskiego definitywnie dobiega końca. Wygnany z ukochanego miasta, ukrywa się we Wrocławiu, zaciekle ścigany przez UB. Jego kuzynka Leokadia, aresztowana i torturowana przez tajne i wszechobecne ramię młodej i nowej Polski, bohatersko znosi ból fizyczny i psychiczny, nie zdradzając miejsca pobytu Popielskiego. I zapewne pat miedzy UB i Popielskim trwałby jeszcze jakiś czas, gdyby nie tragiczne zdarzenie, dotykające bezpośrednio szefa wrocławskiej bezpieki. Otóż zostaje porwana jego córka, a okoliczności kidnapingu są kalką zdarzenia, jakie miało miejsce we Lwowie 13 lat wcześniej, a komisarz Popielski był tym, który poniósł wtedy porażkę w pościgu za sprawcą. Tragedia dziecka staje się szansą Popielskiego na wyjście z ukrycia i ratunek dla Leokadii, otóż domyśla się kim jest sprawca porwania i aby przebiegły plan się powiódł, prosi o pomoc Eberharda Mocka, który, podobnie jak Popielski, ukrywa się przed Urzędem Bezpieczeństwa. Obaj panowie spotykają się w zakonspirowanym miejscu i na chwilę opuścimy piekło Wrocławia, wynurzając się z rzeki Flegeton, by wpaść w lwowski nurt Kokytos roku 1933 i rozpocząć drugi akt Rzek Hadesu.
Rzeki Hadesu są powieścią kryminalną, w której nie ma trupa i nie ma mordercy, natomiast jest inna zbrodnia, bo jak inaczej nazwać porwanie i molestowanie dziecka przez pedofila. Popielski ściga sprawcę tego wstrętnego czynu, a my razem z nim, nurzając się w mrocznym, brudnym, spływającym fekaliami i śmierdzącym trupami Wrocławiu, by za moment przenieść się do jesiennego i wypachnionego Lwowa, tylko od czasu do czasu natykając się na cuchnący i honorowy półświatek lwowski. Mistrz Krajewski perfekcyjnie zademonstrował miasta roku 1933 i 1946, a kontrast tych światów, zwala z nóg.
Nie trzeba pisać, jak znakomicie Krajewski odwzorował powojenny Wrocław i przedwojenny Lwów, nie trzeba komentować świetnej intrygi kryminalnej i napięcia towarzyszącemu lekturze, uda się duetowi Mock & Popielski, czy się nie uda. Finał rozegra się we Wrocławiu a bohaterowie dramatu powoli zanurzą się w Lete.
Myślałam, że nie napiszę tego, ale cofam swoje myśli i głośno mówię, że Rzeki Hadesu warte są czasu poświęconego na lekturę, serio.
//