Tłumaczenie: Grzegorz Sitek
Co z tym średniowieczem, zapewne kiedyś pomyślał Follett i napisał powieść osadzoną w tym właśnie okresie. A jak już dał ludziom Filary ziemi, okrzyknięto owe dzieło najsłynniejszym i, najlepszym pośród wszystkich follettów. Można się z tym zgodzić lub nie, ja mam mieszane uczucia.
Udane przemieszanie prawdy historycznej z fikcją rozciągnięte na przeszło 50 lat i 830 stron książki. I mało i dużo, zależy co weźmiemy pod uwagę. Sama epoka zwana średniowieczem trwała kilkaset lat, więc w Filarach kilkadziesiąt, to epizod, ale już opisanie tego epizodu, ubranie go w spójną fabułę, dodanie ludzi zwanych głównymi bohaterami z mnóstwem statystów, wypełnienie przestrzeni między nimi interesującymi wątkami, dużo. Nie ma sensu opowiadać, o czym powieść stanowi, bo obecna na polskim rynku od niemal 5 lat, przez fanów i ciekawskich dawno przeczytana, odpuszczona przez niezainteresowanych, a maruderzy (ja) dopiero teraz zamykają filarowy maraton.
Warto jednak zaznaczyć, iż osią, wokół której autor wymyślił, zbudował i obudował swoją powieść, jest katedra, może dlatego, że właśnie te sakralne budowle były symbolem epoki średniowiecza. Życiowa idée fixe dwóch bohaterów, ogarniętych namiętnością do kamienia i kobiety, determinacja w dążeniu do celu i miłość aż po grób. Po drugiej stronie, ośrodki absolutnej władzy z możnymi, wstrząsane spiskami i wojnami podjazdowymi, a pomiędzy, prości ludzie z miast i wsi, doświadczający biedy, głodu i poniżenia.
Autor Filarów ziemi nie zawraca sobie głowy psychologizowaniem, budowaniem złożonych i skomplikowanych emocjonalnie postaci, czy moralizowaniem na temat zła i dobra. Galeria postaci, zaludniająca powieść, jest prosta i klarowna, jedni są źli, inni dobrzy, emocje jakim są poddawani przechodzą od skrajnej nienawiści po dobroć i miłość, zbrodnia prędzej czy później zostanie odkryta, a jej sprawca ukarany. W tle średniowieczna, mroczna, brudna i zabłocona Anglia, jeszcze marniej wypadająca w porównaniu ze słoneczną Hiszpanią, czy weselszą Francją. I w zasadzie, można by to tak zostawić, z konkluzją, że to dobra historyczna opowieść z zacięciem sensacyjnym i przygodowym.
Ale nie mogę przecież nie zauważyć, że powtarzalność wątku budowy katedry zaczyna drażnić, że bohaterowie ze swoimi skrajnymi emocjami stają się niezbyt wiarygodni, że do szału doprowadza przeor, który mimo sprzysiężenia wszystkich złych mocy, jest niezniszczalny i wbrew pozorom, to bezwzględny mistrz intryg. Uwiera i denerwuje dobroć i pierdołowatość bohaterów z tej słusznej strony barykady, że pozwalają sobą tak pomiatać. Wydumane i zbyt skomplikowane, jak na tamte brutalne czasy, wyjaśnienie historii wisielca z prologu. Tragiczna postać kobiety-czarownicy, z dużymi możliwościami i potencjałem, a niewykorzystana i źle poprowadzona. Dziwnie też czyta się o miłości i seksie zakochanych par, które o higienę dbają dwa razy do roku, co w świetle stosowanych przez nich technik gry miłosnej budzi, delikatnie mówiąc, niesmak. I zakończenie powieści, takie happyendowe, różowe i cukierkowe, że aż mdli.
Tak więc, co z tymi Filarami ziemi, mogę sama siebie zapytać, będąc po lekturze. Ano nic, nie żałuję czasu poświęconego powieści, ale też nie pieję z zachwytu. Zwyczajna, dobra powieść, jak to u Folletta.
//