Od paru lat dzielę się z chętnymi do czytania moich książkowych przemyśleń, siedzę sobie cicho w moim kąciku, z dala od wielkiego świata reklamowo-merkantylnego, nikomu nie wadzę. Uwielbiam interakcję z ludźmi o pokrewnych mi zainteresowaniach, cenię przyjaźnie, z których kilka się trochę odwirtualizowało. Chętnie czytam inne blogi, odwiedzam zaprzyjaźnione strony, komentuję. Jednak nie sądziłam, że moja skromna obecność w sieci stanie się aż taką inspiracją i wzorcem na miarę Sevres, aby czerpać z moich notek aż tak dosłownie i pełnymi garściami.
Otóż czujne, zaprzyjaźnione oko wypatrzyło notkę na blogu niejakiej Grażyny Marii, która pragnąc podzielić się z czytelnikami wrażeniami z lektury książki Monsa Kallentofta „Śmierć letnią porą”, postanowiła zrobić to… moimi słowami, posiłkując się w 95% treścią mojej notki z 2010.
Nie wiem, być może powinnam czuć się dumna, że inspiruję tak dalece, że „pożyczającej” nie chciało się nawet zmienić szyku zdań i interpunkcji, ale niestety czuję tylko zdumienie i niesmak.
Ponieważ zakładam, że notka wkrótce zniknie, zostawiam tutaj screenshot ku pamięci i ku przestrodze.