Powieść kryminalna Mariusza Zielke.
Giełdę kojarzę z panami w czerwonych szelkach, z przyklejonym telefonem do ucha, z wprawą migających rękami do kogoś tajemniczego, ukrytego gdzieś na górze. Jest jeszcze sznurek przyczepiony do dzwona giełdowego, ciągnięty przez „dzwonnika” na rozpoczęcie i zakończenie sesji. Tyle wiedziałam do Wyroku, po Wyroku wiem dużo więcej i nie jest to wiedza, z którą łatwo jest się oswoić.
Pomysł na intrygę kryminalną kreuje polska rzeczywistość, a nasz pisarz zgrabnie anektuje ją do swojej powieści. Oto dziennikarz, specjalizujący się w rynkach finansowych, spółkach i giełdzie warszawskiej, po tajemniczym i kontrolowanym wycieku dokumentów, gwarantującym jego prawdziwość, a dyskredytującym pewną firmę w świecie finansjery, pisze demaskatorski artykuł. Zawarte tam fakty swoją siłą rażenia zmiatają z parkietu ową firmę o ustalonej już renomie wśród klientów, a 2/3 jej zarządu ląduje w więzieniu. Oczywiście nic nie jest takie, jakim się wydaje, a dziennikarz przyparty do muru przez pozostałą na wolności 1/3 zarządu pechowej firmy, zwiera szeregi i postanawia do końca wyjaśnić tę sprawę. Wkraczając na teren zarezerwowany tylko dla wtajemniczonych, zakłóca delikatny ekosystem biznesowy i doskonale funkcjonujące laboratorium naczyń połączonych, ściągając na swoją głowę mnóstwo kłopotów z zawodowym zabójcą na czele.
Wyrok to powieść wielowątkowa, w której główną rolę dostał świat wielkich pieniędzy, a przekręty, manipulacje i wszechobecna korupcja w świetle i za cichym przyzwoleniem wielkiej czwórki (władzy ustawodawczej, wykonawczej, sądowniczej i mediów) jest normą. Atmosferę zagrożenia i niepewności podkręca tajemnicze zabójstwo i hipoteza o seryjnym mordercy. W tle nieśmiały zalążek czegoś na kształt romansu, co lekko łagodzi nastrój i jest miłym różowym akcentem w mrocznym świecie brudnych pieniędzy i nieciekawych ludzi.
To jest bardzo dobrze napisana powieść, w której autor, po odrobieniu lekcji z bardzo trudnego i niewdzięcznego przedmiotu, w przystępny i atrakcyjny sposób zabiera się za naszą edukację. Nic to, że na początku drogi przygniata nas ogrom niezrozumiałych zagadnień i pojęć. Profesor Zielke bierze nas za rękę, pokazuje i tłumaczy to, o czym mieliśmy mgliste pojęcie, punktuje i rozkłada na czynniki pierwsze system, o funkcjonowaniu którego wiedzą tylko wtajemniczeni. A jeśli interesuje nas tło społeczne, to właśnie zostaliśmy wrzuceni w jego polski środek i jest nam z tą wiedzą niewygodnie, a chwilami zupełnie źle. Czy jesteśmy już republiką bananową, czy jeszcze trochę nam brakuje, to pytanie, które ciśnie się na usta po lekturze powieści.
Jestem pod wrażeniem.
PS
Nagrodę Wielkiego Kalibru zgarnął Zygmunt Miłoszewski za Ziarno prawdy, gratuluję. Moim faworytem był Vincent V.Severski i Nielegalni, przegraliśmy:), może w przyszłym roku się uda…
Esemesowałam za Nielegalnymi, ale nagrodę publiczności dostał pan Szamałek za Kiedy Atena odwraca wzrok.