Tłumaczenie: Lech Z. Żołędziowski
„Każdy ma jakiś plan, dopóki nie dostanie w mordę” – tę swoistą filozoficzną sentencję Jack Reacher trzy razy wprowadza w życie, prowadząc śledztwo w mieścinie Carter Crossing w stanie Missisipi. Gdyby nie potężna baza wojskowa Kelham z kompaniami Alpha i Bravo, rotacyjnie wymieniająca się w tajnych operacjach, miasteczko Carter Crossing już dawno uznano by za martwe. To chłopcy z bazy dają miejscowym zarobić, to dzięki nim tubylcy mają zatrudnienie, kilka sklepów, bank i szeryfa. Oprócz obowiązkowej Main Street uzbrojonej w bary, Carter Crossing wpisuje się w niechlubną statystkę niewykrycia sprawców kilka morderstw popełnionych na cywilach, o które miejscowa szeryf obwinia wojskowych. By wyjaśnić najnowszą zbrodnię i udowodnić, że komandosi mają czyste ręce i sumienia, zjeżdża kawaleria wojskowych żandarmów, w osobach Duncana Munro i Jacka Reachera. Pierwszy będzie działał w bazie Kelham, drugi pod przykrywką cywila, w miasteczku.
Cóż takiego można powiedzieć o najnowszej powieści Lee Childa, mając w pamięci kilkanaście przeczytanych jego książek, z tym samym Jackiem Reacherem i podobnym od lat leitmotivem. Otóż można i trzeba, bo autor przyjemnie zaskakuje w „Ostatniej sprawie”. Kiedy wydaje się, że pisarzowi kończą się pomysły na kolejne przygody z Reacherem, co grozi stagnacją i zmęczeniem materiału, autor robi w tył zwrot cofając nas do 1997 roku. Ale w jakim stylu to robi, jaką ciekawą zagadką nas raczy, by w międzyczasie zaserwować na deser romantycznego Reachera i dzikiego Reachera w odważnych, uwaga uwaga erotycznych scenach, czego zdecydowanie brakowało w poprzednich powieściach. Ale to jeszcze nie koniec, bo rok 1997, do którego wrzuca nas pan pisarz, jest ostatnim rokiem Jacka Reachera jako oficera wojskowej żandarmerii. Poznamy genezę odejścia Jacka do cywila i sprawę, która była ostatnią w jego wojskowej karierze.
Nie mam potrzeby analizowania pomysłu, treści i ukrytych znaczeń „Ostatniej sprawy”. Lektura dzieła zaspokaja w pełni moje potrzeby na dobrą lekturę w towarzystwie ulubionego bohatera. Mało tego, z kilkunastu „childów” wydaje się, że „Ostatnia sprawa” jest jedną z najlepszych. Bonusem jest narracja w pierwszej osobie, pozwalająca na bieżąco śledzić myśli Reachera i jego analizy sytuacji w krytycznych chwilach. Poczucie humoru i dobre dialogi to drugi bonus, co nieczęsto zdarza się w tego typu powieściach, no i sam Jack Reacher, człowiek instytucja dla którego przecież czytamy książki Lee Childa.