Kiedyś, prezydent Polski w Kongresie USA, swoje słynne przemówienie rozpoczął od słów „My Naród…”. Teraz, w innym kontekście i w innych czasach można powiedzieć, że My Naród Polski płacimy parę miliardów euro, by nasza reprezentacja nie musiała przechodzić eliminacji do Euro 2012. Nowe stadiony w tym ten najważniejszy Narodowy, nowe drogi, zielona trawa, białe krawężniki i nowa nadzieja, że zostaniemy mistrzami Europy w piłce nożnej. Zdumiewa krótka pamięć kibiców, że nasza piłka nożna to podwórkowa szmacianka na międzynarodowej arenie. W piłkarski amok wpadają kibice, dziennikarze i My Naród Polski, bo nie mamy jak uciec z tego czterdziestomilionowego stadionu, więc ulegamy trenując w zaciszu domowym podnoszący na duchu hymn „Polacy, nic się nie stało…”.
Tymczasem w cieniu piłkarskiej histerii rozgrywa się inny, ważniejszy mecz. Służby powołane do strzeżenia bezpieczeństwa Nas Narodu Polskiego oraz Gości, którzy tysiącami najechali i wciąż najeżdżają ważną i piękną Polskę, postawione zostają w stan najwyższej gotowości. Istnieje 100% pewność, że dojdzie do zamachu terrorystycznego, a podejrzanymi tradycyjnie już zostają bliskowschodni specjaliści od krwawych fajerwerków. Polskiej ABW, CBŚ i reszcie tajemniczych służb, po latach teorii przypada rola debiutantów z występem premierowym na meczu Polska-Niemcy.
Kilka niezwykle intensywnych dni w wykonaniu służb ochrony igrzysk w piłce nożnej pod dowództwem koordynatora podinspektora Tyszkiewicza z niemal nieograniczoną władzą nad wszystkimi służbami z namaszczenia premiera RP. Polskie piekło decyzyjno-kompetencyjne w pigułce, tępi politycy vs. pazerni szefowie służb wszelakich. Chamstwo i ignorancja najwyższej próby pomazańców wybranych przez Nas Naród Polski. Agencje służb specjalnych traktowane przez dowodzących jak prywatny folwark. I to wszystko na trzy dni przed godziną zero, gdzie więcej pomocy i zrozumienia znajdzie się u zachodnich sojuszników, niż u swoich. W międzyczasie kilka podłożonych bomb, kilka trupów, oraz serie z karabinów maszynowych i snajperskich w centrum stolicy.
Dynamiczna i pełna efektownych twistów powieść. Ale ja jej nie kupuję. Za dużo tutaj wszystkiego, od polityki do służb specjalnych, po przedziwne szkolenie panien, co to w najmniej odpowiednim momencie dostają wyrzutów sumienia, po Toyoty Land Cruisery, niemal na każdej stronie powieści jeżdżące na pełnym gazie. Terroryści są, a jak by ich nie było, jest też Samotny Geniusz Wilk, ale co z jego geniuszu, skoro wystarczyło przewrócić na bok pewne pudło i po sprawie. No i sypiące się w gruzy życie rodzinne głównego bohatera, bez tego powieść by się nie liczyła. Jakub Tyszkiewicz & spółka nie są Johnem McClanem ze „Szklanej pułapki”, ani Jasonem Bournem z któregokolwiek o nim filmu, ale się starają.
„Upał” może się podobać i wiem, że ma spore grono fanów tak jak i poprzednie dzieła Ciszewskiego. No cóż, nie dołączę do fanklubu autora, trochę żałuję, ale znam siebie, więc nie mam co się przekonywać.