Tłumaczenie: Ewa Wojciechowska
Jak znakomicie rządzony jest świat przez przemysł zbrojeniowy i farmaceutyczny, wystarczy prześledzić doniesienia prasowe i telewizyjne. Słusznie więc oburzamy się na praktyki koncernów farmaceutycznych, które w pogoni za pieniędzmi nie wahają się straszyć nas zbliżającymi się pandemiami, czy ogłaszać wiktorii w wynalezieniu szczepionki, na którą czekają chorzy. Genialnie opisał taki mechanizm działania koncernów farmaceutycznych John le Carre w powieści „Wierny ogrodnik”. W ślady znakomitego Anglika idzie Szwed Henning Mankell powieścią „Mózg Kennedy’ego”, posyłając nas do Mozambiku, gdzie znajdować ma się siedlisko zła.
Początek interesujący, a mnożące się tajemnice zapowiadają, że będzie się działo. Ze stanowiska archeologicznego w Grecji schodzi pani Cantor, by wrócić do Szwecji z serią wykładów i spotkać się ze swoim dorosłym synem. Łatwo przewidzieć, że do spotkania na żywo nie dojdzie, bo dramatyczna narracja odpowiednio nas do tego przygotowuje, a znalezienie zwłok syna w jego mieszkaniu, tylko potwierdzi nasze domysły. Samobójstwo jako przyczyna śmierci syna, nie trafia do przekonania zrozpaczonej matki. Przekonana, że śmierć jej jedynego dziecka była wynikiem morderstwa, postanawia dowiedzieć się kto i dlaczego dopuścił się tej zbrodni.
I o tym właściwie jest ta opowieść, mimo że autorowi zdaje się przyświecał inny cel. Rozpacz, tragedia i poszukiwanie istniejącego gdzieś w kosmosie „dlaczego”, napędza załamaną matkę, rzucając ją po całym globie. Marszruta przez trzy kontynenty, topienie smutku w alkoholu i wyłaniający się obraz innego syna, nieznanego dotąd matce, niczego nie przybliża. Mnóstwo niedomówień, teorii spiskowych i gróźb, wprowadzają niechciany zamęt, zamiast przybliżać do rozwiązania zagadki. Sprawdzona formuła w policyjnych dochodzeniach Kurta Wallandera, nijak ma się do śledztwa prowadzonego przez Louise Cantor. To nie jest ten rodzaj powieści, w którym można powielać sprawdzone schematy. Owszem, rozpacz matki i jej poszukiwania są zrozumiałe i bardzo czytelne, ale nic ponad to. Samobójstwo człowieka i zbudowanie wokół tej śmierci teorii o światowym spisku firm farmaceutycznych, Afryki jako poligonu doświadczalnego w tej dziedzinie i wielu innych teorii spiskowych, to dobry pomysł. Tyle, że w „Mózgu Kennedy’ego” (bardzo pokrętna metafora, inspirująca naszego bohatera do działań) nie wyszło. Wieje nudą, zamieszaniem i chaosem. Światowy spisek ma twarz faceta o zimnych niebieskich oczach, oraz laboratoria badawcze w bliżej niesprecyzowanych ziemiankach. A ja mam poczucie straconego czasu.
Nie podobała mi się ta książka.