Lód nad głową – Piotr Głuchowski

lód nad głową

Początek wypada interesująco. Tam, gdzie dom wypoczynkowy „Omega” nabiera ostatecznego kształtu, to owiane złą legendą i prawdziwym zdarzeniem miejsce po wiosce, której mieszkańcy w 1945 roku zostali wymordowani przez armię czerwoną. Kilkadziesiąt lat później, w sali konferencyjnej „Omegi” trwa spotkanie ministra sprawiedliwości RP z prawnikami starannie dobranymi, godnie reprezentującymi palestrę kraju. Potem do sali wkracza przez nikogo nie niepokojony zamaskowany człowiek z ciężką bronią maszynową w ręku i zaczyna show, które za jednym zamachem kończy życie 23 osób. Masakra w „Omedze”, wywoła trzęsienie ziemi na scenie politycznej kraju, konsternację i jeszcze większe utajnienie tajnych służb, oraz wybudzi dziennikarzy z ciężkiego snu zimowego. Na scenę wkroczy znany z „Umarli tańczą” dziennikarz Robert Pruski, rozwodnik, ojciec dwóch synów, trzeźwy alkoholik i między innymi, nauczyciel zawodu żurnalisty. Nim kurz na dobre opadnie i odpowiednie służby wypuszczą „mgłę”, by prawda nie ujrzała dziennego światła, na scenie pojawi się niedoszła młoda prawniczka z nieprawdopodobną teorią, hipotetycznie wyjaśniającą kulisy zamachu. Sporządzony przez nią Aneks, jest tym dla zainteresowanych, czym był Raport Pelikana Johna Grishama dla pewnych służb. Rozpoczyna się kolejne show i ginie następna tura ludzi w sile +/- 19 sztuk, co daje razem około 42 trupy – liczyłam.

Dobre jest pierwsze 100 stron powieści, zawiązanie akcji, motyw jak w  „Raporcie pelikana” (o czym autor sam wspomina na 300, czy 400 którejś stronie) i ciekawość, jak to się wszystko potoczy. No i się toczy, bo kolejne 300 stron określiłabym jako powieść drogi. Mianowicie wszyscy gdzieś się przemieszczają, pozostając w ciągłym ruchu. Jeśli pieszo, to brną, przekopują się, idą ślizgając się, przeciskają i zaliczają kilometry biurowych korytarzy. Ale znakomita większość jest zmechanizowana, ma niezłe terenowe samochody marki Toyota i w ekstremalnych warunkach pogodowych, pokonuje dziesiątki kilometrów w szaleńczych pościgach, taranując policyjne blokady, ogromne śnieżne zaspy i przecierając w dziewiczym śniegu leśne dukty. I tak pokonując w kaskaderskim tempie polskie drogi i bezdroża, wszyscy do wszystkich strzelają, oczywiści ci źli są znakomicie wyszkoleni i wyposażeni, a polska drogówka w czapkach z daszkiem, robi za błaznów.

Ale przecież sednem, rdzeniem powieści jest intryga, napędzająca całą maszynerię. Ona, ta intryga jest, nawet się zorientowałam, o co chodzi, ale im dalej w głąb powieści, tym bardziej czułam się zagubiona, a potem znudzona. Bo ile razy można czytać o Aneksie młodej niedoszłej prawniczki, jak długo można znosić międlenie tego tematu w różnych konfiguracjach. W dodatku, wprowadzenie do akcji takiej armii ludzi, zaangażowanie się wielu służb, polityków i dziennikarzy, powoduje chaos i zagubienie. Na koniec nie wiedziałam już z kim mam trzymać, kto jest dobry a kto zły i tak naprawdę, kto pociąga za sznurki. I miałam nieodparte wrażenie, że zdobycie tego nieszczęsnego Aneksu potrzebny jest po to, by policja i inne służby mogły wreszcie zrozumieć, o co chodzi z tą jatką w „Omedze”.

Już nie wspomnę o bardzo plastycznych opisach igraszek łóżkowych, opowieściach o konsystencji i kolorze wydmuchiwanych glutów z nochala, czy palecie barw wyrzucanej treści żołądkowej. Dodatkowo nie przepadam za dziećmi w polskich powieściach. Jawią się w nich jako wredne gnojki, niewychowane, niegrzeczne i zadające miliony pytań, na które bohater musi koniecznie odpowiadać na kilku stronach książki, koszmar.

Tyle.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s