Przegląd księgarnianych regałów, zawiódł mnie do półek z polską literaturą, zwaną kobiecą. Swoją drogą, tajemniczy, ale i drażniący trochę jest podział na literaturę kobiecą, męską i zapewne mieszaną, oraz ciekawe, dlaczego taki podział w ogóle jest. Pomyślałam, że miło będzie odetchnąć kartkami powieści wolnymi od zbrodni, morderców psychopatów i detektywów z problemami. Jak pomyślałam tak zaczęłam przeglądać książki, podczytując okładkowe rekomendacje. I się przeraziłam, bo okazuje się, że bohaterki muszą zostać skopane i sponiewierane przez życie, by ewentualnie odbić się od dna, jeśli dobrze rozumiem ideę owych kobiecych powieści. Kilka losowo wybranych cytatów:
Książka numer 1:
Hania straciła wszystko. Jej życie zatrzymało się pewnego sierpniowego dnia. Przestała marzyć, a jedyne plany to te, które układa dla swoich uczniów.
Książka numer 2:
Ewa miała dom z ogrodem, męża, dzieci i perspektywę życiowej stabilizacji. Niespodziewane spotkanie z Nim sprawiło, że wszystko, co miało swoje stałe miejsce w życiu, zaczęło wirować niczym jesienne liście poderwane gwałtownym podmuchem wiatru.
Książka numer 3:
Nela Lisiecka ma za sobą nieudane małżeństwo i dwójkę dzieci na utrzymaniu. Pracuje w muzeum regionalnym, ledwo wiążąc koniec z końcem
Książka numer 4:
Ina ma obiecującą pracę, kochających rodziców, wspaniałych przyjaciół… i nieślubne dziecko. Porzucona przez przystojnego prezentera telewizyjnego dziewczyna musi okiełznać nie tylko wrzeszczące niemowlę, lecz także nadgorliwą matkę i pełnych dobrych chęci znajomych, którzy usiłują ją wyswatać…
Odechciało mi się dalszego przeglądania literatury zwanej kobiecą i pomyślałam, że chyba jest specjalna matryca, albo specjalny wzór, według którego pisze się takie książki. Z drugiej strony, może być tak, że książki są dobre, tylko te blurby wychodzą z jednej fabryki blurbów.