Tłumaczenie: Anna Halbersztant i Bartosz Kocejko
Dlaczego w Izraelu nikt nie pisze książek w stylu Agathy Christie, czy takich jak „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”? Bo u nas nie ma takich przestępstw. Nie mamy seryjnych morderców, porwań, prawie nie ma gwałcicieli atakujących kobiety na ulicy. Tutaj, jeśli ktoś popełni przestępstwo, to jest to na ogół sąsiad, wujek albo dziadek i nie potrzebujemy skomplikowanego śledztwa, żeby ustalić, kto je popełnił – cytat wypowiedzi dyżurnego policjanta do matki, zgłaszającej zaginięcie swojego dziecka.
W każdym kraju na świecie, policja ma swoje procedury postępowania, w przypadku zgłoszeń o zaginięciu dzieci. Izraelska policja zapewne również takie ma, kiedy więc na posterunek w Cholon, zgłasza się zrozpaczona matka i chce zgłosić zaginięcie syna, dyżurny policjant i jednocześnie główny bohater tej opowieści, robi rzecz przedziwną. Wielce sfrustrowany zgłoszeniami, jakimi musi się zajmować, robi jej wykład na temat kryminałów, których nie ma po hebrajsku (cytat powyżej). Proponuje też, by spokojnie poczekała, aż syn sam wróci do domu, po spędzonym gdzieś miło czasie, z dala od rodziny. Następnego dnia matka zaginionego chłopaka wraca i Awi Awraham, tym razem sfrustrowany, że sprawy od początku nie potraktował poważnie, wszczyna dochodzenie.
Jak to jest czytać książkę i nie rozumieć jej bohaterów. A to mnie właśnie spotkało w trakcie lektury „Chłopca, który zaginął”. Nie chcę mówić o akcji powieści, która jest tak statyczna, jak mogą być tylko statyczne posągi, których celem jest stanie po wieki wieków. Że przemyślenia i dywagacje bohaterów, a szczególnie głównego, przyprawiają o ból głowy i refleksję, że chyba pomylił zawody. Chcę powiedzieć, że pisarz stworzył postać policjanta, kompletnie nieodnajdującego się tu i teraz, w prostym dochodzeniu, które w dodatku skutecznie psuje. W tym kontekście śmieszy jego hobby, czyli namiętnie oglądanie policyjnych seriali i punktowanie błędów w śledztwie, ponieważ czytelnik robi dokładnie to samo, patrząc na jego pracę. Jasnym punktem powieści, jawi się nauczyciel i przyszły pisarz, który pragnie uczestniczyć w śledztwie i wydaje mu się, że ma dużo do powiedzenia w sprawie zaginionego chłopca. Przedziwny duet policjanta Awiego i nauczyciela Ze’ewa, tańczący wokół siebie rytualny taniec dobrych chęci, gubi po drodze to, co rzeczywiście jest ważne. Bohaterowie zafiksowani w swoich teoriach, zazdrośni o pochwały i przywilej bycia nieomylnym. I żal egzotycznego kryminalnie Tel Awiwu, czy niedalekiego Cholon, nie odgrywających żadnej roli w tej opowieści, szkoda.
Rozczarowanie, ot co.