Tłumaczenie: Piotr W.Cholewa
Carnivia – portal społecznościowy, stworzony przez Daniele Barbo, ze wspaniale odwzorowaną Wenecją, po której awatary użytkowników krążą w karnawałowych strojach. Łakomy kąsek dla wszystkich służb wywiadowczych świata, bo genialne zabezpieczenia i szyfry nie pozwalają na infiltrację i wtykanie szpiegowskiego nosa w nie swoje sprawy. Daniele Barbo już wie, że za kilka tygodni, włoski wymiar sprawiedliwości wsadzi go do więzienia. Kapitan Carabinieri – Kat Tapo, dostaje swoją pierwszą sprawę, w której ofiarą jest zamordowana kobieta, ubrana w szaty księżowskie. Podporucznik amerykańskiej armii, Holly Boland, dostaje przydział do bazy wojskowej w Wenecji i melduje się na służbę.
Trójka bohaterów i trzy wątki pozornie nie powiązane ze sobą, ale wiadomo już, że w którymś momencie połączą się w jedną sprawę. Włoscy Carabinieri poczują na plecach oddech mafii, korupcję tak powszechną i pewną, jak aqua alta w Wenecji i prawo stosowane według potrzeb prokuratorów. Amerykańska podporucznik doświadczy spisków tajnych i poufnych, sięgających najwyższych amerykańskich gabinetów. A włoski komputerowy geniusz, będzie zmagał się z hakerami, traumą z dzieciństwa i włoskim wymiarem sprawiedliwości. W odpowiedniej chwili ta trójka połączy swoje siły i wspólnie spróbuje wyjaśnić wiele tajemnic, ocalić własne życie i wyprostować to, co zostało skrzywione.
A ja usiłuję dociec, dlaczego ta powieść, mająca wszelkie znamiona dobrej sensacji, niespecjalnie mi się podoba. Nużą wątki, których nie dość, że jest sporo, to autor opisuje je w formie suchych informacji historyczno-encyklopedycznych ( np geneza, rozpad i wojna w krajach byłej Jugosławii), dla urozmaicenia, okraszając je dialogami bohaterów. Również bez ikry, w formie suchego przekazu, poprowadzony jest wątek o tych, którzy nie uznają wyświęconych kobiet księży – tytułowe bluźnierstwo. Następnie utajnienie tajnych operacji do tego stopnia, że aż się pogubiłam, kto jest z nami, a kto nie. I najważniejszy zarzut – wszechobecna korupcja i mafia. Też nie przekona mnie żadna najlepsza włoska powieść kryminalno – sensacyjna z dobrym zakończeniem/pobożnym życzeniem, kiedy w domyśle wciąż będzie kołatała myśl, kto z kim i za ile. Tytułowa Carnivia niewiele wspólnego ma z fabułą, a patrząc na całokształt, to nie wiem do czego konkretnie ma służyć, zaprzepaszczony fajny pomysł. A najlepsze na koniec. Sceny jak z bondziaka, armia chorwacka robi specjalne ostre poligonowe manewry, drony na usługach tajnych przez poufnych, a to tylko… i aż po to, by zabić dwie osoby poruszające się fiatem uno. Jako bonus, finałowe sceny na wyklętej wyspie, przesłodkie i ckliwe, a z założenia wzbudzać miały grozę. I oczywiście wszędzie unoszący się duch feminizmu, równouprawnienia i boksowanie się kompetencjami, płcią i doświadczeniem.
Spodobało mi się jedzenie, jakim raczyli się bohaterowie. Żadne fast foody, pączki z dziurką, czy litry marnej kawy. Za to przytulne kafejki, knajpki i pyszne włoskie jedzonko z odpowiednio dobranym winem.
Wiele osób jest zachwyconych powieścią, ja się na niej nie poznałam.