Powieść kryminalno-szpiegowska Johna le Carre, w przekładzie Moniki Wiśniewskiej.
Warto czasem zrobić zwrot ku klasyce, o czym dobrze wiedzą wyznawcy Agathy Christie, Raymonda Chandlera, czy Joe Alexa. Nic tak nie uspokaja i utwierdza w przekonaniu, że powrót do sprawdzonych pisarzy, to jeden z lepszych pomysłów na literacką ucztę. Ja sięgnęłam po mistrza powieści szpiegowskiej – Johna le Carre. I po lekturze „Ludzi Smileya”, śmiało mogę powiedzieć, że powieści mistrza się nie starzeją, a literacki powrót do zimnowojennych gier wywiadów dobrego zachodu i złego wschodu (ZSRR), to literacki popis, wyżyny pisarskich umiejętności Anglika.
George’a Smileya, głównego bohatera trylogii Karli, znamy z dwóch poprzednich książek, a „Ludzie Smileya” to zamykająca ten cykl powieść. Smiley odszedł z Cyrku i jest już na emeryturze. Tymczasem w Londynie zostaje zamordowany Generał, były sowiecki agent na usługach brytyjskiego wywiadu. We Francji, emigrantka zza żelaznej kurtyny, pisze rozpaczliwe listy do owego Generała, z prośbą o pomoc. Te dwie historie wywołają efekt śnieżnej kuli, a rezultatu zdarzeń nikt nie był w stanie przewidzieć. Georg Smiley odwiesi swój emerycki stan spoczynku, w międzyczasie zostaną popełnione kolejne morderstwa i rozpocznie się ostatnia partia szpiegowskich szachów dwóch niezniszczalnych wrogów – Smileya i jego nemezis, Karli. Bez zarzutu jest też intryga kryminalna, która po wielkim finale, prowadzi do konkluzji, że to jednak miłość (niezależnie do kogo, czy czego) determinuje wszelkie czyny.
Powściągliwie, ze stoickim spokojem, ale bardzo konsekwentnie, mistrz le Carre snuje swoją opowieść o ostatniej rozgrywce starych szpiegów, starych firmach wywiadowczych, o starych jak świat motywach. Znać mistrzowskie pióro autora, bo wciąż zachwyca galeria przewijających się przez powieść postaci, znakomicie zaprezentowanych, w tak piękny sposób ożywionych na kartach powieści. Te zwykłe ludzkie charaktery, tak świetnie umoszczone w cielesnych powłokach bohaterów, ich wygląd zewnętrzny, niewiele wspólnego mający z dzisiejszymi literackimi herosami i tylko motywy zawsze takie same, od stuleci niezmienne. Nim dojdzie do scen końcowych, dobrze jest poczytać o starych szpiegowskich grach, bez telefonów komórkowych, szybkich samochodów, bez dronów i całej dzisiejszej elektroniki, będącej na usługach wywiadowczego świata. Siermiężne telefony z tarczą, budki telefoniczne, pociągi i samochody bez podrasowanych silników. Szpiegowski sprzęt, podobnie jak świat bardzo ewoluuje i wciąż nabiera niebezpiecznego przyśpieszenia, ale i tak najważniejszy jest czynnik ludzki. I o nim John le Carre w swojej powieści nie zapomina, stawiając człowieka na pierwszym miejscu.
Znakomita.
A George Smiley już zawsze będzie mi się kojarzył z Gary Oldmanem, z rewelacyjnego filmu (adaptacja pierwszej części trylogii Karli), Szpieg.
//