Konstelacje

konstelacje david mitchellPowieść obyczajowa Davida Mitchella, w przekładzie Pawła Łopatki.

Wilcze stado rządzi się swoimi prawami, samiec i samica alfa żelazną łapą trzymają watahę w ryzach. Naturalna eliminacja osobników słabych i nic nie wnoszących do wspólnoty, znakomicie się sprawdza w życiu. W ludzkim stadzie jest podobnie, z tą różnicą, że jest bardziej brutalnie i z wyjątkowym wyrachowaniem. Nie ma znaczenia jaka to sfora, domowa, korporacyjna, czy szkolna. Zasady są takie same, zdominować, wypchnąć poza nawias grupy i poniżyć.

Przepoczwarzanie się nastolatka w pełnoletniego osobnika, jest najbardziej wrednym okresem w życiu człowieka. Wiedzą o tym dziewczyny i chłopaki, ale by spojrzeć na ten paskudny czas z dystansu i chłodnym okiem, trzeba ów etap przeżyć i dorosnąć. Davidowi  Mitchellowi ta sztuka się udała, przetrwał i już jako dorosły, opisał swoje zmagania z życiem. Narratorem i głównym bohaterem uczynił trzynastoletniego Jasona Taylora, który mieszka gdzieś na prowincji w mieścinie Black Swan Green i z tej perspektywy poznamy kilka epizodów z jego nastoletniego życia, rozciągnięte na przestrzeni kilkunastu miesięcy.

Lata 80 obfitują w wydarzenia przyprawiające o zawrót głowy, a to twarde rządy Margaret Thatcher, wojna o Falklandy, zimna wojna i groźba konfliktu globalnego. Nie to jednak jest głównym zmartwieniem 13-letnich chłopców z Black Swan Green, a szczególnie cierpiącego na wadę wymowy Jasona Taylora. Najważniejsza staje się przynależność do grupy i jej akceptacja, odkrywanie własnej seksualności i pierwsze zauroczenie dziewczynami. Świerszczyki i golenie mikrego zarostu. Pierwsze papierosy i alkohol, próby literackie pisane pod pseudonimem i pierwsze pocałunki. Nie łatwo być nastolatkiem zależnym od żądnej krwi i ofiar sfory, a gdy w końcu wypadasz poza nawias, życie staje się gehenną.

Prowincjonalna Anglia z prowincjalnym życiem, zwykłe rodziny, tu i ówdzie zdrady małżeńskie, rozwody i alkoholizm. Takie scenariusze prozy dnia dzisiejszego rozpisane i przypisane są wszystkim i wszędzie, ale to w „Konstelacjach”, w Black Swan Green, gdzie nie ma łabędzi, a nazwa to taki żart, wszystko skupia się jak w soczewce.

Wyjątkowo podobały mi się kawałki z rodzinnego domowego życia Taylorów i wzajemne relacje szkolnych kolegów. Niby nic nowego i odkrywczego, a jednak czyta się bardzo przyjemnie, wspominając przy okazji własne nastoletnie epizody.

//

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s