Tłumaczenie: Joanna Cymbrykiewicz.
Nie ma przyjemniejszego uczucia, gdy po długim czekaniu w końcu dostaje się upragnioną rzecz. Okres abstynencji od literatury Adler-Olsena wynosi kilka lat, więc wiadomość, że „Wybawienie” już jest na polskich półkach elektryzuje, powodując potężny wyrzut endorfin do krwiobiegu.
Powtórzę się, ale prolog jest tym dla książki, czym dla filmu dobry trailer. I w „Wybawieniu” ten początek jest znakomity, niosący obietnicę nieprawdopodobnych akcji, a jednocześnie chwytający za serce, bo zawsze tak się dzieje, kiedy ofiarami są dzieci. Oto dwójka chłopców porwana i uwięziona w domu nad wodą, bez szans na ratunek, ze świadomością, że zginą. Nadludzkim wysiłkiem, jednemu z nich udaje się własną krwią napisać dramatyczny list, włożyć go do butelki, zakorkować smołą i na kilka minut przed śmiercią, wyrzucić do morza. Kilka lat po tym wydarzeniu i zbiegu przeróżnych okoliczności, list z butelki trafia do Departamentu Q i znane już trio Carl Morck, Assad i Rose, z różnym nastawieniem do tej sprawy, podejmuje śledztwo.
„Wybawienie” jest typowym police procedural, gdzie Departament Q musi wykazać się dużymi umiejętnościami dedukcyjnymi. Narracja poprowadzona jest z perspektywy policji i mordercy, więc nie trzeba dokonywać dedukcyjnych ekwilibrystyk, bo niemal od początku wiadomo, kim jest morderca. Dysponując tą wiedzą, można pokusić się o próbę zrozumienia motywów postępowania mordercy, można pochylić się nad jego dzieciństwem, ale jest to temat na tyle zgrany, z przewidywalnymi skutkami, że specjalnego wrażenia nie robi. Natomiast problem sekt religijnych i co z tego wynika, jest tematem całkiem interesującym i to się pisarzowi udało. Tak jak udał się zespół tworzący departament Q, w którym szef okopawszy się wokół własnego poczucia winy i żalu do siebie i świata marzy o kobiecie swego życia, przy okazji polując na muchy plujki, a osobisty asystent Assad i Rose usiłują pchnąć śledztwo do przodu. Inna sprawa, jaka policja na świecie, odważyłaby się zatrudnić takie indywidua.
Dobra intryga kryminalna z niebanalnym mordercą. Znając od podszewki środowisko, z którego wyłuskuje ofiary, czyni go na lata nieuchwytnym i bezkarnym. Chory umysł, świetny psycholog i manipulator, odpłaca pięknym za nadobne, mordując jednych, by ukarać drugich, a przy okazji z makabrycznego procederu czerpać pieniądze i satysfakcję. Tradycyjnie już 100% zaangażowanie w śledztwo Assada i Rose oraz denerwujący leniwy Morck. I to jest ta strona „Wybawienia”, która wzbudza wachlarz emocji i nie pozostawia czytelnika obojętnym. Ale jest też kilka wątków, bez których spokojnie można się obejść, bo oprócz zwiększenia objętości książki, niczego nie wnoszą. Ot, choćby sprawa podpaleń z czwórką Serbów w tle, czy Rose vs Yrsa – wątek nie do końca zrozumiały, niedokończony i bez sensu. Nie wspomnę już o kompromitacji policji na każdym etapie śledztwa – najsłabszy element powieści.
Jussi Adler-Olsen specjalizuje się w intrygach, w których leitmotivem są porwania. I dopóki robi to tak jak w „Wybawieniu”, jest dobrze. Idźcie więc i czytajcie, a będziecie prawie usatysfakcjonowani.
//