Tłumaczenie: Anna i Jarosław Fejdych
Program Whirl360 pozwala zwiedzać wirtualnie miasta całego świata. Dla cierpiącego na schizofrenię Thomasa z silną obsesją poznawania różnych miejsc globu, ten program jest jedynym oknem na świat. Uwięziony w świecie spisków i wyimaginowanej współpracy z CIA, skanuje umysłem topografię miast świata, by w godzinie zero móc służyć odpowiednim służbom swoją wiedzą. Ze stoickim spokojem przyjmuje śmierć ojca i konieczną obecność brata, koncentrując się na swojej „pracy”. To się zmieni i nabierze odpowiedniej dramaturgii, gdy przemierzając wirtualnie ulice Nowego Jorku, stanie się świadkiem morderstwa. Wyjdzie ze swojego zamkniętego świata i poprosi brata o pomoc w rozwiązaniu tej zagadki.
Znakiem rozpoznawczym książek Barclaya są tajemnicze zaginięcia osób. Niezłe thrillery trzymające w napięciu, z interesującą intrygą i… lekko rozczarowującym zakończeniem. Tym razem, „Na własne oczy” to powieść nie o znikaniu, a o schizofrenicznej obsesji, którą dotknięty jest jeden z głównych bohaterów, o wielkiej i brudnej polityce, wynajętych płatnych mordercach i trupem ścielącym się gęsto.
Barclay opowiada z nerwem dobrą historię, przy której nie ma mowy o nudzie. Zagęszcza atmosferę stawiając na bezbronnego bohatera, uwięzionego we własnym świecie, a jednocześnie interesującego i co tu dużo mówić, skrywającego tajemnice. Wrzuca braci w środek nieprawdopodobnej afery, interesująco kreśli ich wzajemne relacje, uczenie się siebie, akceptację i poszukiwanie własnego miejsca na ziemi.
Na skrzydełku książki można przeczytać peany na cześć tego dzieła, również z porównaniem do filmu „Okno na podwórze”. Skojarzenie nader trafne, ale ja chwilami miałam wrażenie, że nastąpiła kompilacja i zmiksowanie pewnych elementów z „Teorii spisku” i „Kodu Merkury”. Niemniej, powieść dobra i bardzo filmowa.