Horror Stephena Kinga, w przekładzie Roberta Lipskiego.
Ta książka, to mój wyrzut sumienia. Co prawda takimi wyrzutami mam wypełnione kilka półek, ale King jakoś wyjątkowo potrafi uwierać. Przyszedł więc czas na „To” i nawet sława powieści jako jednego z lepszych horrorów – horrorów, których serdecznie nie znoszę, nie była w stanie mnie powstrzymać. Słowo się rzekło, 1104 strony poza mną, a nadwyrężone nadgarstki dochodzą do siebie.
Derry w stanie Maine końca lat 50 ubiegłego wieku, to ponura prowincjonalna mieścina, opanowana przez zło gnieżdżące się nie tylko w starych tunelach pod miastem, ale też w ludziach obojętnych na krzywdę innych, sfrustrowanych, z uporem niszczących własną rodzinę. Cyklicznie, co 27 lat w Derry budzi się owo zło, w niewyjaśnionych okolicznościach giną wówczas dzieci, a ciała tych odnalezionych wiele mówią o śmierci, jaką zginęły. Policja nie jest w stanie poradzić sobie z wyrafinowaną grą zabójcy i położeniem kresu przemocy. Dopiero 7 dzieciaków, funkcjonująca na obrzeżach dziecięcego Derry, jest w stanie przeciwstawić się i zniszczyć zło, które panuje w ich mieście. Dwa plany czasowe – ten pierwszy z 1958 roku, w którym bohaterowie mają średnio po 10-11 lat i gdzie oddając się zwykłym sprawom ważnym w tym wieku, przechodzą przyśpieszony kurs przerażenia, walki o życie, ale i świetnych zabaw. Gdzie demony gnieżdżące się w bujnej dziecięcej wyobraźni, wychynając z filmów grozy i książek, nagle się materializują. I ten drugi z 1985 – gdy związani przysięgą, pojawiają się w Derry jako dorośli, by doprowadzić do ostatecznego starcia i na zawsze wyeliminować „To”.
Dobrze pomyślana i opowiedziana historia. Wzruszający, świetnie nakreślony nostalgiczny powrót do dziecięcych lat, nie tak beztroskich, jak by się wydawało. Dodatkowym smaczkiem jest King jako bohater, a wytypowanie go spośród bohaterów jest dziecinnie proste. Dziecięce lata, przerażające, piękne i zapadające w pamięć, w trakcie czytanie przywołują nasze własne dzieciństwo. I to jest w tej powieści piękne i straszne, czytamy, boimy się i zachwycamy, nieświadomie przywołując własne wspomnienia, te piękne i te groźne.
Znakomita powieść, której finał rozciągnięty do niemożliwości, zaczyna jednak lekko nudzić i trochę rozczarowuje. Wydumane kosmiczne początki, „To” okazujące się jakimś tam potworem – no nie tego się spodziewałam po 1000 stron. Widać horror rządzi się własnymi prawami i potwory muszą być. Jednak najlepsze u Kinga jest to, że fabułę swoich powieści lokuje na prowincji, czyniąc bohaterami zwykłych ludzi, sąsiadów, przyjaciół, czy dzieci. Często gęsto wraca do dzieciństwa, do lat 50-60 XX wieku, miesza plany czasowe i powołuje do życia wyjątkowe postaci, obarczając ich mrocznymi tajemnicami i niezwykłymi przygodami. I właśnie te wątki rekompensują „horrorowatość” powieści, sprawiając, że lektura „To” to wielka przyjemność.
//