Białe. Zimna wyspa Spitsbergen – Ilona Wiśniewska

białe

O archipelagu Svalbard w Arktyce i o Spitsbergenie, jego największej wyspie, wiem, że są. Posiadam szczątkową encyklopedyczną wiedzę na temat tego regionu, i to tylko dlatego, że Polska ma tam własną stację badawczą, o której się po prostu wie, że jest. I tyle mojej mądrości, no może jeszcze, że mróz i śnieg, polarne noce i białe niedźwiedzie – żałośnie mało. I oto dziennikarka Ilona Wiśniewska, która od kilku lat przebywa w tamtym rejonie, dzieli się z nami swoją wiedzą, wrażeniami, codziennością i całym tym Spitsbergenem.

Oczy otwierają się szeroko, gdy czytam o tyglu narodowościowym Spitsbergenu, zdominowanym przez Tajów, Rosjan i Norwegów, gdzie Meksyk i Argentyna również mają swoją reprezentację i czterdzieści kilka innych narodowości też. Jedno nie ulega wątpliwości, by móc zamieszkać w miasteczku Longyearbyen, trzeba znaleźć sobie pracę, inaczej się nie da. I obieżyświaty z całego świata, z przeróżnych osobistych powodów, ciągną do tego niesamowitego miejsca, godząc się z zimnem, kilkumiesięczną ciemnością, niezachodzącym słońcem i nie odstępującą na krok samotnością. Populacja mieściny liczy około 4000 głów, więc szkolna i przedszkolna infrastruktura się rozrasta, a hotele i bary są stałym elementem tego krajobrazu. Życie towarzyskie miasteczka to kwitnie to usycha, a jedynym niezmiennym i pewnym faktem pozostają wciąż te same twarze, spotykane przy okazji koncertów, świąt, czy imprez z okazji i ku czci. A kiedy połączymy historie ludzi z historią Piramidy, radzieckiego, opuszczonego miasteczka widma, opowieści i anegdotki polskich polarników naukowców, nasza wiedza o tym miejscu usytuowanym na górze planety Ziemia, powoli staje się kompletna.

I zapewne taką by się stała, gdyby nie pewne niuanse, mocno przeszkadzające w pełnej kontemplacji „Białego”. Otóż dzieło jawi się tak; byłam, widziałam, mam męża tubylca wydającego tam gazetę, więc wam opowiem. Otóż to – opowiem beznamiętnie, bez ikry i tak potrzebnego nerwu, by człowieka aż dreszcz przeszedł. Arktyka widziana oczami pani Ilony, przez pryzmat wiedzy i doświadczeń jej męża. Tak sobie pomyślałam, że gdyby nie Birger Amundsen, to nie wiem jak to z tą książką by było. Weźmy choćby historię, niesamowitą zresztą, Galiny Łapij – która wyskoczyła ze statku do Morza Arktycznego i przeżyła. Ilona Wiśniewska, 30 lat po tym dramatycznym fakcie odnajduje ją na Ukrainie, ale na pytanie matki Galiny: „czemu moja doczka dla was taka ciekawa”, nie wie po co ją właściwie odszukała. I zaskoczył mnie brak zdjęć. Doprawdy, wielka szkoda i strata dla książki, tym bardziej, że jak czytam, autorka zajmuje się też fotografią i takie udokumentowanie opisywanych miejsc zrekompensowałby z okładem wszelkie marudzenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s