Tłumaczenie: Marta Rey-Radlińska
Kim był i jakie zagrożenie dla żywych stanowił Hannibal Lecter, nie trzeba tłumaczyć. O nieprzeciętnych zdolnościach Lisbeth Salander z Millenium i Clarice Starling z cytowanego „Milczenia owiec” też specjalnie przypominać nie trzeba. Kiedy więc stworzy się na wzór i podobieństwo wspomnianych bohaterów podobną parę i tchnie w nie życie, stanie się jasne, że będzie się roiło od psychicznych manipulacji, gmerania w sercach i duszy oraz trupie ścielącym się gęsto.
Zawiązanie akcji, pełnej grozy i ostrego tempa, rozpoczyna się od samotnego mężczyzny, który w stanie skrajnego wyczerpania idzie wiaduktem kolejowym. Diagnoza lekarska i personalia samotnego piechura nie pozostawiają złudzeń, że jest on zaginioną, a później uznaną za zmarłego 13 lat temu osobą. W międzyczasie poznajemy personel medyczny Oddziału Psychiatrii Sądowej o Wzmocnionym Zabezpieczeniu i jego jedynego pacjenta Jurka Waltera. Równolegle do akcji wkroczy znany z poprzednich powieści Keplera, policjant Joona Linna. A pensjonariusz psychiatryka, odnaleziony po latach mężczyzna i śledztwo prowadzone kiedyś przez Joonę sprowadzają te historie do wspólnego mianownika i z odłożonej ad acta sprawy, staje się ona priorytetową. Do zespołu dołącza piękna Saga Bauer z SAPO – pod względem niestabilnej psychiki i traumatycznego dzieciństwa, mix Lisabeth Salander i Clarice Starling.
Można na różne sposoby odczytywać „Piaskuna” i podejmować próby zrozumienia bohaterów, począwszy od psychopaty Jurka Waltera, po policjanta Joonę i Sagę Bauer. Pochylić się nad wszechobecnym złem, wygenerowanym przez sprzyjające warunki. Pomyśleć o strachu, który potrafi zawładnąć człowiekiem i nigdy nie puścić, i o dzieciństwie, które determinuje i formuje dorosłego już człowieka. To wszystko odnajdziemy w „Piaskunie”, podane bez znieczulenia i dosyć brutalnie. Umieszczenie jednego z wątków na oddziale psychiatrycznym, budzi niepokój i uwiera, ale jest na swój sposób atrakcyjne, a tempo akcji i króciutkie rozdziały mogą się podobać.
A jednak po lekturze „Piaskuna”, mam wrażenie, że zostałam zmanipulowana i trochę oszukana. Bo jak inaczej tłumaczyć sobie absolutnie beznadziejną i nieprawdopodobną akcję policyjną nie tylko na oddziale psychiatrycznym, ale też w terenie. Gdzie wybitnie wyszkoleni psychicznie i wytrenowani fizycznie Joona i Bauer zawodzą w kluczowych momentach. Kompletny brak akcji zespołowej, mimo że policyjna grupa istnieje, a granie solistami każdorazowo doprowadza do katastrofy i kompromitacji. Dalej: obsesyjny strach przed psychopatą tych, którzy z racji pełnionego zawodu powołani są do walki ze złem, oraz postawiony na piedestale złoczyńca obdarzony niemal boską mocą. I jeszcze kilka innych wątków ocierających się o groteskę, wypadających bardzo niewiarygodnie, co uwłacza inteligencji czytelnika.
Przeciętne.