Tłumaczenie: Anna Gralak
Detektyw Cormoran Strike i jego asystentka Robin Ellacott z impetem wkroczyli w świat pięknych kobiet i dużych pieniędzy. Sukcesem zakończyli sprawę Luli Landry z „Wołania kukułki”, ujawniając mordercę i ośmieszając policję. Ten sukces będzie miał spore przełożenie na napływające liczne zlecenia, a tym samym poprawę sytuacji materialnej agencji. Osiem miesięcy po tamtych dramatycznych wydarzeniach, Strike przyjmuje zlecenie od klientki, która niepokoi się zniknięciem swojego męża pisarza. I w ten oto sposób, Cormoran Strike i Robin wkraczają w środowisko pisarzy, agencji literackich i wydawniczych. Towarzystwo wzajemnej adoracji, zazdrości i niechęci, żywiące się własnym geniuszem, w pogardzie mające resztę świata, objawi się wyjątkowo nieciekawie.
Bez znieczulenia, kąśliwie i z nutą ironii, Robert Galbraith rozprawia się ze środowiskiem, z którego sam się wywodzi. Drąży temat zawiści między pisarzami, wywleka skrywane tajemnice – nie tylko alkowy, odziera literackie środowisko z nimbu kultury, inteligencji i szacunku do siebie i kolegów po piórze. Równolegle z eksplorowaniem literackiego środowiska i usilnym poszukiwaniem zaginionego pisarza, dochodzimy też do zagadki kryminalnej. Nie oszczędzając na estetycznych wrażeniach i mało dbając o utrzymanie treści żołądkowej w miejscu do tego przeznaczonym, otrzymujemy wyjątkowo obrzydliwy opis morderstwa. Sprawa nabiera rumieńców, policja ma pewnego kandydata na mordercę i z uporem maniaka poszukuje flaków i podrobów wypatroszonej ofiary. Cormoran i Robin, niezależnie od metropolitalnej policji, prowadzą własne dochodzenie, w międzyczasie wywiązując się z innych zleceń, czyli śledząc i pstrykając zdjęcia niewiernym żonom i mężom.
„Jedwabnik” jest poprawną powieścią kryminalną, ale podobnie jak z „Wołania kukułki” – bez fajerwerków. Denerwujące stają się marszruty Strike’a, przemierzającego Londyn wzdłuż i wszerz: metrem, na piechotę i taksówkami. Nudzi jego coraz bardziej obolałe kolano, sterczenie po londyńskich zaułkach, permanentny głód i dziwny stosunek do ludzi, a szczególnie do Robin.
Intryga kryminalna średnia, i przyjmując, że sprawcą będzie osoba najmniej podejrzana, trafimy w dziesiątkę. Poza tym jednak zbyt długie dochodzenie do sedna sprawy, za dużo spacerów, rozmów i zadawanych pytań, z których niewiele wynika. I wreszcie wygłoszenie epokowego „wiem, kim jest morderca”, ot tak pstryk i już. No nie robi się tego czytelnikowi i Robin po lekturze kilkuset stron książki.
Mimo pewnych uchybień i potknięć, jest kilka wątków dobrze rokujących, choćby prywatne relacje między bohaterami. Talent autora dzieła do tworzenia niezwykle barwnych postaci, nie szkodzi, że często przerysowanych, ma swój urok. I żeglowanie w stronę noir i klasyczny whodunit.
„Jedwabnik” nie jest ani lepszy ani gorszy od „Wołanie kukułki„- remis.