Tłumaczenie: Marcin Ring
W literaturze i filmie tłoczno jest od śmiałków, którzy, zbiegiem tragicznych wydarzeń, zmuszeni zostają do samotnego zmierzenia się z niegościnną naturą: od Robinsona Crusoe, przez Scotta i Amundsena, na „Castaway” skończywszy. Gdy jednak ziemskie okoliczności przyrody robią się zbyt przewidywalne, żądni wrażeń kierujemy wzrok w kosmos.
Misja Ares 3 z 6-osobową załogą szczęśliwie ląduje na Czerwonej Planecie (nie jest to pierwsza wizyta Ziemian na Marsie), by po kilku marsjańskich dobach, z powodu tragicznych warunków, w pośpiechu salwować się ucieczką. Pech chce, że Mark Watney, jeden z uczestników ekspedycji ulega poważnemu wypadkowi. Jego parametry życiowe wskazują, że nie żyje, więc zgodnie z procedurą NASA, pozostali uczestnicy wyprawy pozostawiają jego ciało na Marsie i się ewakuują. Okazuje się jednak, że Mark żyje i od tej chwili rozpoczyna desperacką walkę o swoje życie i powrót na Ziemię.
Od mniej więcej 55 strony, zaczynamy odczuwać zmęczenie technikaliami, fizyką, chemią oraz matematyką, bez których nie byłoby lotów w kosmos. Obliczenia, doświadczenia i kombinowanie, co z czym i dlaczego mogą jednak zwykłego śmiertelnika zniechęcić. Zaczyna więc mnie to nagromadzenie danych niezbędnych do życia na Marsie przerastać i wiem, że jeszcze trochę a nie skończę dzieła. I nagle do gry wchodzi Ziemia, NASA komunikuje się z samotnym „Marsjaninem” i oto rozpoczyna się wyścig z czasem i wielka gra (też polityczna) o sprowadzenie Marka Watneya do domu. To jest prawdziwy rollercoaster i już przestają nas straszyć wszelkie uczone kombinacje wykonywane przez bohatera. A kiedy dołożymy jego wrodzony optymizm, humor i żelazną wolę przetrwania, nagle się okaże, że czytamy świetny rasowy thriller science-fiction.
Nie omijajmy szerokim łukiem tej książki tylko dlatego, że jest spod znaku science-fiction. Taka historia mogłaby się równie dobrze wydarzyć w niedostępnej Amazonii, wysokich Andach, czy pustyni Atacama. Szanse przeżycia są podobne jak na Czerwonej Planecie i tylko pomysłowość, optymizm i mobilizacja wielu ludzi da szansę na zwycięstwo. Dodatkowym bonusem powieści jest dobre tempo, brawurowe posunięcia Marka Watneya i barwna galeria ludzi na Ziemi, odpowiedzialnych za przeprowadzenie tej najdroższej i najbardziej skomplikowanej akcji kosmicznej w dziejach ziemskich.
Wystarczą dwa sole i „Marsjanin” jest nasz. Warto.
Jedna myśl na temat “Marsjanin – Andy Weir”