Powieść sensacyjna Lee Childa, w przekładzie Andrzeja Szulca
Czy można po raz dziewiętnasty napisać o niezniszczalnym Jacku Reacherze coś, czego zagorzały fan by nie wiedział, lub się nie domyślał? Okazuje się, że można, przekraczając granice ludzkich możliwości oraz granice państw i kontynentów.
Klasyk gatunku, Frederick Forsyth, popełnił swego czasu dzieło, dziś kultowe – „Dzień szakala”. W dużym skrócie chodziło w nim o zamach OAS na prezydenta Francji Charlesa de Gaulle’a, a do tej koronkowej roboty wynajęto sprawdzonego snajpera – tytułowego Szakala. I oto dziś Ameryka staje przed zadaniem uratowania swojej twarzy i życia jednego z głów państw, które to głowy w komplecie stawią się na mającym się odbyć szczycie G8 w Londynie. Z misją ratunkową wysłany zostaje Jack Reacher i Casey Nice, bo tylko pewien Amerykanin z 4 najlepszych na świecie snajperów, spełnia potrzebne kryteria w tego typu zleceniach. W „Szakalu” likwidatorem wielkiego Francuza zostaje Anglik, w przypadku „Sprawy osobistej” – Amerykanin i tutaj podobieństwa się kończą.
Lee Child to urodzony gawędziarz, którego z ogromną przyjemnością się czyta. Jak żaden inny pisarz, z właściwą sobie wirtuozerią potrafi rozpisać na kilka stron lot pocisku kaliber 50mm, moment roztrzaskania rzepki kolanowej, dane techniczne kuloodpornych szyb, czy jazdę samochodem, który złomowaniu się oparł. Opisy czynności, przemyślenia i dywagacje – co by było gdyby…, które kompletnie nikomu nie są do niczego potrzebne i normalnie człowiek nie byłby w stanie coś takiego czytać, tutaj robi to z zapałem, emocjonując się każdym słowem i zdaniem.
Bo tak naprawdę, fabuła jest cienka jak papier, na którym ją wydrukowano. Prześlizgujemy się po aktorach dramatu, które robią tło dla Reachera, jego myśli i czynów. Ale się nie skarżymy, wiemy, że ma zawsze rację, że gdzieś tam jest spisek i on go odkryje. Robi to raz lepiej raz gorzej, ale jak to się czyta…
//