Już prolog obiecuje, że będzie się działo. Gwiazda adwokackiej palestry, Joanna Chyłka, spotyka się ze swoim klientem w więzieniu, by móc wypracować linię obrony. A jest czym się martwić, ponieważ jej klient oskarżony jest o podwójne morderstwo, dokonane ze szczególnym okrucieństwem. Jakby kłopotów było mało, oskarżony wraz z ciałami zamordowanych, przebywa 10 dni w swoim mieszkaniu. Dopiero smród rozkładających się ciał powoduje interwencję sąsiadów oraz policji i tak to się zaczyna. Adwokatka ma nie lada problem ze swoim milczącym klientem, zatrudniająca ją kancelaria nie ułatwia sprawy, a do pomocy dostaje świeżo zatrudnionego aplikanta – Kordiana Oryńskiego.
I tak oto wciągnięci zostajemy w interesujący świat korporacji adwokackich, ogromnych pieniędzy, dziwnych i tajemniczych osobników, dla których manipulowanie ludźmi i faktami jest chlebem powszednim. Tempo akcji imponujące, głównej bohaterce daleko do zwiewnej mimozy; jej aplikant w błyskawicznym tempie przeobraża się w pewnego siebie i swoich racji faceta.
Za umiejętne wciągnięcie bohaterów i czytelników w meandry prawniczych zawiłości Mrozowi należą się brawa. Za kreację bohaterów dam tylko skąpe oklaski, ponieważ Chyłka ze swoim ADHD, niewyparzonym językiem i nieopanowaniem w stresowych sytuacjach w moich oczach trochę traci. A Kordian, jak na nowicjusza, zbyt szybko, bez sygnałów dymnych staje się ważnym rozgrywającym. Mierny za częste lokowanie produktów. Książka reklamowana przez wydawnictwo jako thriller prawniczy bardziej przypomina sensację.
Niemniej jednak saldo jest dodatnie i czekam na ciąg dalszy.
//