Legenda słynnej Route 66 wciąż trwa, podobnie jak obsadzanie jej w roli głównej w wielu powieściach. Ten wyasfaltowany i ciągnący się przez kilka stanów i przeszło 2000 kilometrów szlak w pełni zasłużył na to, by stać się jednym z symboli Stanów Zjednoczonych. Lecz oto na arizońskim odcinku drogi grasuje od kilku lat nieuchwytny morderca autostopowiczek. W malowniczej scenerii arizońskiego szlaku Drogi 66, w pustynnym gorącym klimacie, który znakomicie sprawdza się jako naturalny mumifikator ciał ludzkich, dochodzi do ataku na emerytowaną agentkę FBI, Brigid Quinn. Tylko dzięki swojemu wyszkoleniu, sprawności intelektualnej i fizycznej, wychodzi ona cało z opresji, czego nie można powiedzieć o napastniku. Wieloletnie doświadczenie oraz fakt, że to sama Quinn była ofiarą napaści, nie pozwala jej przejść nad tym zdarzeniem do porządku dziennego, a fatalny finał tego spotkania generuje kolejne, brzemienne w skutkach wydarzenia.
Mam wrażenie, że ten udany debiut Becky Masterman otworzy całkiem dobrą serię. Jesteśmy przyzwyczajeni do dominacji panów macho, którzy ze swoimi osobistymi problemami, nałogami i traumami zawłaszczają ten gatunek literatury. I nagle pojawia się siwa, drobna 59-letnia emerytka FBI. Wycofana, z lekko zabagnioną kartoteką i od 2 lat szczęśliwa żona byłego księdza katolickiego, która robi wiele, by utrzymać swoje małżeństwo i złapać mordercę z Drogi 66. Kłamie, nagina fakty, martwi się i upija, ale nigdy nie zbacza z raz obranego kursu. Kobieta instytucja, którą chciałoby się mieć w gronie przyjaciół.
Dodatkowym bonusem powieści jest Arizona z prowincjonalnymi miasteczkami, zabójczym klimatem i zwykłymi mieszkańcami, zaludniającymi okolice. Prowincjonalna Ameryka, wielkie namiętności i ludzki tygiel, w którym świetnie maskując się odnajdują niebezpieczni przestępcy.
Warto.