Tana French w „Kolonii” tworzy genialną fabułę, w której kilka równorzędnych wątków biegnących obok siebie i mimo siebie, buduje posępną, pełną niepokoju atmosferą. Bohaterowie oplątani siecią własnych dramatów, traum i przeżyć, strzegący swojej prywatności ponad wszystko, muszą zmierzyć się z dramatem Spainów, który bez znieczulenia rozdziera zabliźnione rany. Śledczy Kennedy, perfekcyjny we wszystkim co robi, kontrolujący siebie i otoczenie, zamyka w czterech ścianach domu dramat swojej rodziny. Szalona Dina, która wie i rozumie, że prowadzone w Broken Harbour śledztwo powoli niszczy Kennedy’ego. Albo Richi Curran, nieprzygotowany na potężny wstrząs, jakim jest tragedia Spainów, gubi zimną krew i profesjonalizm.
Nieczęsto zdarza mi się piać z zachwytu nad jakąś książką, ale „Kolonia” zasługuje na peany. I nie chodzi tylko o doskonałą intrygę kryminalną, w której suspens jest pisany przez duże S. Ale sama atmosfera bulgoczącego i czającego się szaleństwa, wszechobecnego dramatu rodzin oszukanych przez banki, tragedii ludzi stygmatyzowanych tajemnicą od dzieciństwa, robi wrażenie. French z maestrią godną podziwu prowadzi swoich bohaterów po skomplikowanych meandrach życia, a nam pozostaje tylko im kibicować.
Bardzo dobra. Bardzo.
Kto czytał powieść Tany French „Bez śladu„, ten w „Kolonii” odnajdzie niektórych starych znajomych. Konfrontacja może być szokująca i tutaj pisarski kunszt Tany French i mistrzostwo w kreacji bohaterów stają się bezsprzeczne.
//