Pomysł powieści zasadza się na tym, że główna bohaterka, 60-letnia Sookie z małej mieściny w Alabamie, matka czwórki dorosłych dzieci i żona wziętego stomatologa, przez przypadek odkrywa wielką rodzinną tajemnicę. Tajemnica owa, ściśle związana z naszą bohaterką, powoduje u niej ataki chandry, stany depresyjne i pogłębiającą się niechęć do własnej matki. Śledzimy więc codzienne zmagania infantylnej i prostej w obsłudze Sookie z jej przemyśleniami i podejmowanymi działaniami, które w żaden sposób nie wywołują ciepła i uśmiechu, a raczej poirytowanie jej naiwnością, by nie powiedzieć głupotą. Za przykład niech posłużą dylematy i rozdrapy oraz rozdzierające sceny dotyczące kwestii odbioru przesyłki poleconej, czy historia dokarmiania dzikiego ptactwa w rozlicznych karmnikach. Sceny, które w założeniu miały być ciepłe i pełne humoru, złoszczą i drażnią.
Jest też równoległy wątek edukacyjny, przybliżający nieznane fakty z okresu II Wojny Światowej. Oto amerykańskie dziewczyny, pilotki, znakomicie wyszkolone, transportują na terenie USA samoloty wojskowe do wielu baz, by odciążyć amerykańskich chłopców, walczących na frontach II Wojny Światowej. Epopeja dziewczyn z WASP, które całe dekady są ignorowane przez kolejne rządy USA, w końcu zostają docenione i uznane. Kilka dziewczyn z tego kobiecego korpusu będzie miało swój wkład nie tylko w pilotaż, ale również zwiąże swoje losy z Sookie. Tutaj silny akcent polski i geny rozsiewane tu i tam, w tle zaś kiełbasa, kapusta, gra na harmonii i zamiłowanie do czystości.
Założyłam, że autorka „Smażonych zielonych pomidorów” stworzyła dzieło o podobnej sile rażenia. Niestety, „Babska stacja” jest powieścią nudną, pozbawioną interesującej treści, z wybitnie denerwującą bohaterką. Ważne problemy, zasygnalizowane w powieści, zostały bardzo powierzchownie potraktowane. Infantylna 60 latka oraz postaci pojawiające się w „Babskiej stacji”, mają tyle w sobie werwy co drewniane figurki, zaś wygłaszane przez nie kwestie spokojnie mogłoby znaleźć się w następnej książce Coelho (tak, to nie jest komplement). Proste zdania, miałka treść, tytuły poszczególnych rozdziałów łopatologiczne, obrażają inteligencję czytelnika.
Duże rozczarowanie, do tego kiepsko przetłumaczone.