Fredrika Bergman i Alex Recht, policjanci znani z poprzednich powieści Ohlsson, wspólnie prowadzą śledztwo. W policyjnym składzie dawnej ekipy brakuje tylko Pedera Rydha. Seria zabójstw, do jakich dochodzi w żydowskiej gminie, w Sztokholmie, stawia na nogi policję i miejscową społeczność. Ślady, tropy i niejasne powiązania z diasporą i Izraelem nie ułatwiają śledztwa. W tle ponury cień szwedzkiej SAPO i izraelskiego Mossadu. Kiedy na scenie pojawi się Eden Lundell, historia nabierze dodatkowego dramatyzmu. Śledztwo jest wyjątkowo trudne, podejrzani, w zmieniających się konfiguracjach, mówią niewiele, kłamią, albo milczą. Determinacja ekipy dochodzeniowej jest tak duża, że, niezależnie od śledztwa prowadzonego w Sztokholmie, Bergman wyjeżdża do Izraela, by u źródła poszukać motywów.
Trzeba mieć niesamowitą wyobraźnię i niebywały talent, by wymyślić intrygę kryminalną, obudować ją niezwykłymi pobocznymi wątkami, które nagle stają się głównymi, a potem zgrabnie ująć w niemal 500 stronicową powieść. Ohlsson udała się ta sztuka wyśmienicie.
Nerwy, stan permanentnej niepewności i niezwykła zagadka kryminalna – tak w dużym skrócie mogę określić emocje, jakie towarzyszyły mi w trakcie lektury „Papierowego chłopca”. Brutalność, z jaką zabójca rozprawia się z ofiarami, niejasne motywy i brak jakichkolwiek śladów frustruje nie tylko bohaterów powieści.Motywów zbrodni należy szukać w dalekiej przeszłości bohaterów, a autorka sprytnie wikła ich w kolejne wypadki. Rozgrywka trzyma w napięciu do ostatnich stron.
Bardzo dobra powieść. Imponujące tempo akcji i narastająca atmosfera zagrożenia i lęku, gdzie zdefiniowanie własnych odczuć co do bohaterów wcale nie jest proste. W momentach dramatycznych, kiedy osobista tragedia łamie życie, argumenty polityczne, czy odwoływanie się do patriotyzmu, są tylko pustymi frazesami.
Warto.
//