John Grisham – Góra bezprawia

Góra bezprawia John Grisham recenzjaOtwarcie najnowszej powieści Grishama jest interesujące, z obietnicą, że będzie się działo. Oto spektakularny upadek banku Lehman Brothers wywołuje jeden z największych finansowych kryzysów na świecie. Potężne nowojorskie korporacje pozbywają się całymi zastępami swoich wysoko opłacanych prawników, wysyłając ich na bruk lub kierując do organizacji non profit. Samantha Kofer jest jedną z takich bezrobotnych prawniczek, decydującą się przyjąć bezpłatną pracę stażystki, z dala od wielkomiejskiego życia, w środku górniczych wiosek w Appalachach.

Nie wyobrażajmy sobie, że z chwilą przybycia pięknej i młodej Samanthy do górskiej mieściny, gdzie pylica zbiera obfite żniwa, a górskie szczyty dewastowane są przez kompanie górnicze, będziemy świadkami walki dobra ze złem. Otóż dostaniemy łzawą i rozłażącą się we wszystkie strony historię o nieposzanowaniu prawa i przyrody, ze współczuciem poczytamy o ludzkiej biedocie umierającej na potęgę na pylicę, pomyślimy, że w takiej mieścinie jest sporo kancelarii prawniczych, ale nic z tego nie wynika i poznamy dwóch wolnych, przystojnych mężczyzn, domyślając się, że romans z panną Kofer wisi w powietrzu. Zamiast spójnej i intrygującej zagadki kryminalnej, oraz zapierających dech batalii prawniczych, będziemy świadkami miotania się głównej bohaterki to tu to tam i przyjmowania jej oświadczeń, że nie jest procesową prawniczką. Pozostaniemy w szczerym zdziwieniu, że ludzie są jej wdzięczni, bo my sami nie wiemy za co niby ta wdzięczność. Oraz zaczniemy podejrzewać, że tak naprawdę celem prawniczki jest przeżycie romansu, bo od kilku miesięcy nikogo nie było w jej życiu. Reszta bohaterów jest równie bez właściwości. Kilku kowbojów i parę potyczek na górskich szlakach, niewartych wspomnienia, jakieś wykradzione dokumenty, kilku agentów FBI na usługach górniczej korporacji i idiotyczne zakończenie.

Z reguły dzieje się tak, że każda nowa książka Grishama staje się wydarzeniem literackim, przynajmniej dla jego wyznawców. Pisarz przyzwyczaił swoich czytelników do kolejnych bezkompromisowych bohaterów, dobrej intrygi kryminalnej i znakomitych potyczek adwokacko-prokuratorskich na salach sądowych. Niestrudzony tropiciel społecznej patologii, oprócz niezłej czytelniczej uczty, piętnuje wielkich tego świata. Temat powieści nośny i aktualny, więc wydawać by się mogło, że mistrz Grisham i tym razem zademonstruje swój literacki kunszt. Niestety nie zademonstrował, tworząc coś na kształt łzawego harlekina, w którym nikt i nic nam się nie podoba oprócz Appalachów, które jednakowoż stworzyła natura, a nie John Grisham.

Do zapomnienia.

//

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s