Oto Londyn roku pańskiego 1860, z dzielnicą łotrów, złodziei, paserów i prostytutek. Londyn nędzy i poniżenia, przerażający i wciągający nieuważnych jak bagno. To tam, w Borough przy Lant Street, poznamy główne osoby dramatu – pasera Ibbsa, panią Sucksby handlującą niemowlętami, jej wychowanicę Sue, Dżentelmena i tuzin kolejnych osób, ważnych i mniej ważnych, wkomponowanych w tło i niezbędnych, by nadać opowiadanej historii dramaturgii i niezbędnego kolorytu epoki. To przy Lant Street zostaje wymyślony zuchwały przekręt, który pomysłodawcom ma przynieść fortunę. Ta chytrze wymyślona intryga przenosi aktorów londyńskiego spisku na wieś, do podupadłego dworu, by tam dokonało się dzieło. Naprzeciw siebie staną dwie młode dziewczyny – Sue i Maud, pierwsza wywodzi się z nizin społecznych, druga przynależy do klasy uprzywilejowanej. Rozpoczyna się gra, w której nic nie wydaje się tym, czym jest, a już z całą pewnością o niczym nie ma pojęcia czytelnik, zaskakiwany co rusz niespodziewanymi zwrotami akcji, woltami i dramaturgią.
„Złodziejka” to nie tylko powieść o epoce wiktoriańskiej, w której rolą kobiet jest bycie damą, służącą, prostytutką, czy złodziejką. To również pełna emocji, wartkiej akcji i przesyconej erotyzmem opowieść o kobietach, których los bywa kapryśny i nieprzewidywalny. Społeczeństwo oparte na hierarchii nie ma litości i współczucia dla nikogo, walka o przeżycie trwa nieustannie, a my z niedowierzaniem czytamy o niemowlakach pojonych ginem, o szpitalach dla obłąkanych, czy przyuczaniu młodych ludzi do odpowiednich „zawodów”. Jednocześnie to historia tajemnej miłości, wzbudzająca emocje u jednych, a zażenowanie lub pogardę u drugich.
Powieść, wbrew moim obawom, czyta się znakomicie. I jest to nie tylko zasługa języka, który pozostaje współczesny. Na szczególną uwagę zasługują świetnie zaprezentowani bohaterowie rozgrywającego się dramatu i dobrze przemyślana intryga, której nie powstydziłby się mistrz powieści kryminalnej.
Koniecznie.
//