Prędzej czy później każdy z nas ma do czynienia z lekarzem pierwszego kontaktu. Napełnieni krynicą wiedzy i mądrości z internetu, z solidnym bagażem doświadczeń z wizyt w przychodniach lekarskich, idziemy na umówioną wizytę wiedząc mniej więcej, czego możemy się spodziewać po swoim lekarzu. Ale jak to jest z drugiej strony, jak lekarz rodzinny postrzega swojego pacjenta? O tym właśnie opowiada Herman Koch w „Domu letnim z basenem”, niepostrzeżenie zmieniając swoje nasycone czarnym humorem dywagacje na temat pacjentów, w pełnokrwisty thriller z mnożącymi się niewiadomymi i zaskakującym zakończeniem.
Już pierwszy rozdział książki zapowiada historię, od której ciężko będzie się uwolnić. Oto, poznając doktora Schlossera, męża i ojca, zderzymy się z faktem, że pewne czyny dokonane na naszych bliskich, wymagają interwencji, a nawet osobistej zemsty. Nie chcemy i nie potrzebujemy poddawać się ogólnie obowiązującym normom prawnym i społecznym, by sprawiedliwość się dokonała. Podobnie jak w „Kolacji„, w skondensowanym wymiarze pisarz dostrzega problem zaufania do bliskich, relacji między nimi oraz, co najbardziej istotne – jak daleko może się posunąć człowiek ogarnięty żądzą zemsty.
Bardzo dobry thriller z zakończeniem, które na długo pozostanie w pamięci. Powieść z celnymi spostrzeżeniami czasów, w których żyjemy, punktującą hipokryzję i obłudę społeczeństwa – do samego dna. Tempo narracji świetne, każdy z bohaterów zna swoje miejsce i czas wyjścia na scenę. Wszyscy się doskonale uzupełniają, tworząc z jakże istotnym tłem obyczajowym jedną z lepszych powieści, jakie czytałam w tym roku.
Koniecznie.
//