Po lekturze „Umierasz i cię nie ma” mogę powiedzieć, że pisarz Ziomecki dał radę. Wyszła mu niezła powieść kryminalno-sensacyjna, silnie umocowana w naszych polskich realiach. Nawet mało uważny obserwator życia społeczno-politycznego bez problemu odkoduje zakamuflowane nieciekawe figury, afery korupcyjne i całe społeczno – obyczajowe bagienko, w którym taplają się polscy politycy i biznesmeni. Kompilacja owych afer dobrze łączy się fabularnie z powieścią Ziomeckiego. Wszystko jest na czasie i akuratne, z dodatkowym bonusem: przyzwoicie sportretowanym bohaterem tej i przyszłych powieści – Romanem Medyną.
Policyjne małżeństwo po przejściach zawodowych i prywatnych, bierze sprawy w swoje ręce i „idzie na swoje”. Barbara i Roman Medynowie, osiedlają się nad Zalewem Zegrzyńskim, budują niewielki pensjonat i powoli wtapiają się w miejscową społeczność, pielęgnując stare przyjaźnie i nawiązując nowe. Sytuacja w miasteczku i w rodzinie Romana Medyny ulega gwałtownej zmianie, gdy na Zalewie dochodzi do brutalnego morderstwa trzech osób. A jak ktoś szuka kłopotów i dodatkowych pieniędzy, to owszem, znajdzie jedno i drugie, tylko to pierwsze szybciej. Nasz główny bohater, podinspektor w stanie spoczynku, przyszły prywatny detektyw, nieoficjalnie angażuje się w wyjaśnienie morderstwa, dla wielu stając się niewygodną figurą.
Żeby jednak nie było tak miło, warto też powiedzieć, że samo szybkie tempo akcji, kilka odważnych scen łóżkowych i westernowe zachowanie bohaterów, to ciut za mało, by wystawić ocenę celującą. Bo były policjant Medyna, oprócz kondycji fizycznej, za słabo kojarzy fakty i jest zbyt łatwowierny. Słaba ścieżka dialogowa, bohaterowie pierwszo- i drugoplanowi i główny wątek kryminalny lekko odklejone od rzeczywistości. Poza tym jasny podział na białe i czarne charaktery, w stylu Dzikiego Zachodu oraz finał historii z przesłodkim epilogiem, zaburzają mi krwistą kryminalną powieść.
Ale pierwsze kryminalne koty za płoty i ciekawa jestem dalszego ciągu.
//