Tłumaczenie: Magdalena Lewańczyk
Unicestwienie ludzkości wcale nie musi nastąpić w jakiś spektakularny sposób. Nie trzeba bomb wypełnionych ładunkami termojądrowymi. Wystarczy szczep zjadliwej, opornej na leki grypy, powiedzmy gruzińskiej, by w przeciągu kilkunastu dni ludzkość wyginęła. Ziemia wolna od ludzi, z wyjątkiem nielicznych ocaleńców, pozostaje wciąż tą samą planetą, tyle, że czas liczony przez błąkających się nieszczęśników, to czas liczony przez nich do apokalipsy i lata po apokalipsie.
Wizja, jaką pisarka roztacza przed czytelnikiem nie ma nic ze znanych z książek i filmów katastroficznych, pełnych pustynnych i wyjałowionych krajobrazów, tudzież zombie i walki zbrojnych band o przysłowiową pietruszkę. Krajobraz jest wciąż ten sam, z obfitością zwierzyny i ptactwa oraz bujną roślinnością. Panuje wszechobecna cisza, przerywana od czasu do czasu przemieszczającymi się grupkami lub pojedynczo ludźmi, poszukującymi kontaktu z innymi. Bądź jak Podróżująca Symfonia – grupa aktorów i muzyków, od lat wędrująca jedną trasę wokół Wielkich Jezior, umilając graniem Szekspira i muzyką zamieszkałym w osadach ludziom, lichą egzystencję.
Tym, co odróżnia „Stację Jedenaście” od innych powieści dystopijnych, jest jej uniwersalizm i próba weryfikacji wartości, które determinowały życie człowieka przed zagładą i od nowa zdefiniowanie nowych, już po apokalipsie. Konfrontacja i pamięć ludzi ocalałych, którzy pamiętają świat przed zagładą i świadomość tego, co utracili. Oto poznajemy głównych bohaterów w ich życiu przed epidemią – Arthur Leander, aktor grający króla Leara, wokół którego budowana jest powieść, przyszły ratownik medyczny Jeevan Chaudhary, czy ośmioletlenia Kerstin, statystka w sztuce. Retrospekcje, powroty pamięcią do życia przed epidemią i próba urządzenia się w nowym świecie. Ci, bez bagażu pamięci, przyjmują obecny świat takim, jaki jest, biorąc z dobrodziejstwem inwentarza wszystko, co dobre a czasem złe im się przytrafia. Apokaliptyczna gruba kreska i punkt zerowy dla nielicznych ocalonych jest światełkiem w tunelu ciemności, jaki zawisł nad nimi, ale już je widać. Pozostali próbują ratować pamięć i resztki minionej cywilizacji od zapomnienia, ucząc innych tego, czym kiedyś był ich świat.
Jakże prawdziwe wydaje się zdanie „Samo przetrwanie nie wystarcza”. Zadać je sobie powinniśmy, żyjący wśród zdobyczy cywilizacyjnych, bo za chwilę może nastąpić sytuacja jak w ” Stacji Jedenaście” i nie będziemy na nic przygotowani. To piękna i wzruszająca książka z odwiecznym pytaniem o sens istnienia i ludzką naturę. To swoiste memento mori dla ludzkości.
Lektura obowiązkowa.
//