Mitchell Zuckoff – Lodowe piekło. Katastrofa na Grenlandii – recenzja

Mitchell Zuckoff - Lodowe piekło. Katastrofa na Grenlandii - recenzja

Tłumaczenie: Mariusz Gądek

Wojna światowa, czy regionalna, ma konkretne cele, w szczególności zaś skupia się na wybiciu jak największej liczby wroga i zagarnięciu upatrzonego terytorium. Dodatkowo jeszcze, historycy badający wojenne dokonania, malowniczo nazywają to areną, teatrem a nawet bitewnym spektaklem. Nagminnie więc się zdarza, że annały pomijają drobne epizody, nie mające wyraźnego znaczenia dla tej śmiercionośnej machiny. Pamiętają tylko rodziny tych, którzy dostali swoje tragiczne pięć minut. A pasjonaci historycznych dokumentów wyciągają na światło dzienne historie, od których cierpnie skóra.

Gdyby nie Mitchell Zuckoff, amerykański profesor i dziennikarz śledczy, nigdy nie dowiedzielibyśmy się, o historii trzech samolotów, które w czasie II Wojny Światowej rozbiły się na Grenlandii. Ta zlekceważona przez nazistów, największa i najbardziej nieprzyjazna do życia wyspa Ziemi, mocą układów i innych istotnych wojennych zależności, staje się amerykańską bazą. W owym czasie lotnictwo przeżywa rozkwit.

Jesienią 1942 roku, w krótkim odstępie czasu, na Grenlandii rozbijają się trzy maszyny, w tym dwie załogi niosące ratunek pierwszej. I zapewne sprawa nie miałaby dalszego ciągu, oprócz formułki „polegli na polu chwały”, gdyby nie fakt, iż katastrofę przeżyło kilku załogantów. O tej chwili rozpoczyna się dramatyczna, trwająca 148 dni dni walka rozbitków o przeżycie i ponawiane próby armii amerykańskiej o sprowadzenie do domu czekających na ratunek ziomków. Nieprawdopodobna odyseja ludzi kompletnie nie przygotowanych na skrajnie ekstremalne warunki. Dość powiedzieć, że temperatura spadająca do minus 30 i więcej stopni, huraganowe wiatry, burze śnieżne trwające po kilka dni. Dodatkowo, w pakiecie, dziesiątki kilometrów niczym nieskażonej bieli, zdradliwe szczeliny, pękający lód i brak schronienia. Dziewięciu rozbitków przez niemal 5 miesięcy będzie próbowało przeżyć w białym piekle, czekając na ratunek.

To niezwykła historia relacjonowana jest przez Zuckoffa naprzemiennie. Oto rok 1942 i geneza powstania baz na Grenlandii, katastrof bombowców i podejmowanych akcji ratunkowych. Potem rok 2012 i kompletowana amerykańska ekspedycja, mająca na celu zlokalizowanie pewnego wraku samolotu i wydobycie go z lodu na powierzchnię. Najbardziej frapujące i wstrząsające dla mnie były chwile spędzane z rozbitkami. Hart ducha, niesłychana wola życia i silna więź łącząca nieszczęśników. Z drugiej zaś strony podziw, ale i złość na misje ratunkowe z których niewiele zostawało. Popełnianie wciąż tych samych błędów, topienie pieniędzy i sprzętu, brak wizji oraz sukcesów wywoływało zażenowanie i złość. Zresztą, kiedy czytałam o ekspedycji z roku 2012, miałam dziwne wrażenie, że historia się powtarza. Topienie pieniędzy w kupowaniu sprzętu i najmowanie ludzi o dziwnych kompetencjach. A i tak o wszystkim zadecydował przypadek.

Mitchell Zuckoff wykonał kawał fantastycznej pracy. Mało znany epizod z II Wojny Światowej nabrał dzięki niemu kształtów, wypełnionych tragedią ale i szczęściem. Nieco przydługie były, jak na mój gust, opisy szczegółów technicznych samolotów, ale rozumiem, że są ich amatorzy, którzy to docenią.

„Lodowe piekło” warto przeczytać. Choćby dla tych, którzy się nie poddawali. I dla samej Grenlandii.

//

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s