Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Z powieściami Grishama zaczyna być podobnie jak z wygraną na loterii. Albo napisze książkę na miarę „Raportu Pelikana’ i „Firmy” albo zastosuje metodę „chybił-trafił”, z przewagą „chybił”.
I taki jest właśnie „Samotny wilk”, z nietrafionym pomysłem na bohatera, cienką intrygą i próbą totalnego zdyskredytowania systemu prawniczego w Ameryce. Prawdę mówiąc, nawet nie wiadomo w jakim mieście toczy się akcja, ale jest to jakieś średniej wielkości miasto w USA, przeżarte korupcją na wysokich szczeblach władzy, niekompetentną policją i bezwolnymi mieszkańcami, godzącymi się z takim stanem rzeczy. Na tle tej przygnębiającej aglomeracji błyszczy adwokacka gwiazda Sebastiana Rudda, słynącego z niekonwencjonalnych metod działania, znienawidzonego przez wszystkich, z którymi przychodzi mu spotkać się po przeciwnej stronie sali sądowej. Nikt nie darzy sympatią Rudda, począwszy od jego klientów, poprzez stróżów prawa, a na byłej żonie skończywszy. Bo Sebastian Rudd bierze sprawy najcięższego kalibru, broniąc, przeważnie z sukcesem, najgorsze ludzkie szumowiny. Jego istnienie medialne i lansowanie się przy każdej nadarzającej się okazji, jest równie ważne jak konto w banku. Tropi więc i piętnuje stróżów prawa, wygrywając dla swoich klientów milionowe odszkodowania, nie bacząc na nic i stosując metodę spalonej ziemi.
Wydawać by się mogło, że taki bohater thrillera prawniczego to skarb, a intryga kryminalna to samonapędzające się koło. Otóż tutaj tak to nie zadziałało. Książka została podzielona na kilka rozdziałów, które jawią się jako samodzielne opowiadanka, luźno spięte głównym bohaterem i postaciami. Pisarz dosyć powściągliwie snuje intrygę kryminalną, zanadto skupiając się na przykład na wykładzie o sztuce walk w klatce. Postaci, mające nieszczęście stanąć mu na drodze, z reguły są idiotami i szumowinami, a my przy tym spokojnie dodajmy – bezbarwnymi, ubogimi w życie wewnętrzne, jak wszyscy tu występujący.
Marna intryga i słaby koncept, zbiór figur płaskich jak stół. Nieudana próba zbudowania bohatera, którego niedoścignionym wzorem jest i będzie „Prawnik z Lincolna” Michaela Connelly’ego.
Marne.
//