Tłumaczenie: Sławomir Kupisz
Kryminalny Parnas już od lat obsadzony jest uznanymi nazwiskami. Od czasu do czasu zdarza się ktoś, kto chciałby dołączyć do tego zacnego grona. Tym razem jest nim Samuel Bjork, Norweg, odgrażający się dziesięciotomowym cyklem z wykreowaną parą policyjnych superbohaterów. Nim jednak tak się stanie, zobaczmy, co ma nam do zaoferowania.
Najpierw trzeba uzbroić się w cierpliwość i znieść mnogość wątków i osób systematycznie wprowadzanych do powieści. Każdy z pojawiających się wątków teoretycznie powinien być w dalszej historii istotny, tak jak bohaterowie wkraczający na scenę z bogatym życiowym bagażem. Z doświadczenia wiadomo, że wątki i osoby, prędzej czy później odegrają swoje role, nawet przysłowiowych halabardników, ale to potem, czyli gdzieś po 1/5 książki. I wówczas będzie już z górki, bo wyselekcjonowany zespół policyjnych magików wydziału zabójstw nie będzie miał przed nami tajemnic. Majaczącą sektę z siwym prorokiem dopiero zaczniemy poznawać i nie obdarzymy jej sympatią, a domy spokojnej starości, toksyczni rodzice i ich dzieci, istotnie wzmogą stan zagrożenia i podenerwowania u czytelnika.
Sam pomysł intrygi jest dość obiecujący. Oto bowiem porywane i mordowane są sześcioletnie dzieci. Prasa szaleje, policja dwoi się i troi, a efektów brak. Tutaj będę się czepiać, bo policyjny zespół, składający się z najlepszych norweskich policjantów, zwyczajnie nie daje rady. Znamy choćby z książek Mankella te słynne narady, briefingi i codzienne bicie piany. Tak dzieje się i tutaj, wszyscy się miotają, jeżdżą samochodami wte i wewte, nie odbierają permanentnie dzwoniących telefonów i są potwornie zmęczeni prowadzoną sprawą i swoimi życiowymi problemami. I na dobrą sprawę, gdyby nie świadkowie, wrażliwi nauczyciele i sam morderca, policja do dzisiaj nie miałaby pojęcia kto, co i dlaczego.
Trzeba jednak oddać pisarzowi, że momentami stwarzał sytuacje trzymające w napięciu. I mimo niedoróbek, nagromadzenia i upchnięcia w powieści czego dusza zapragnie, nijakich i mdłych bohaterów, powieść da się czytać. Ale na upragniony Parnas, niestety, droga daleka.
Tak się sprawy mają z tym „Sezonem niewinnych”.
//