Reżyseria: Paul Greengrass
Po latach ukrywania się, uciekania przed kłamstwami mocodawców i trudną prawdą, Jason Bourne, maszyna do zabijania, wyszkolona przez CIA za dziesiątki milionów dolarów, wrócił. Skończył z losem, jaki zafundowali mu szefowie z Langley i usiłuje żyć gdzieś w świecie, ukrywając się i licząc na zapomnienie. Oczywiście taki scenariusz nie jest możliwy i Jason wraca, by dopełnić przeznaczenia.
Kino akcji rządzi się swoimi prawami i Bourne od tego kanonu nie odstaje. Efektowne strzelaniny w wykonaniu zawodowych zabójców, widowiskowe pościgi motocyklowe, samochodowe i piesze na ulicach europejskich metropolii. Mordercze pojedynki jeden na jeden. Nie tak dawno, cała Polska ekscytowała się „Bestią” prezydenta USA na ulicach Warszawy. To jest nic w porównaniu z pojedynkiem pojazdów SWAT i Dodge’a, jaki te stoczyły na ulicach Las Vegas. Między jednym pościgiem a drugim, wśród intryg prowadzonych na najwyższych szczeblach CIA, Jason Bourne powoli odkrywa prawdę o swoim ojcu i o sobie.
Jak więc znajdujemy Jasona Bourne’a, który w osobie Matta Damona, po 10 latach, ponownie wkracza do akcji? Ano tak sobie znajdujemy. Bo albo wyrośliśmy z takich strzelanek, do bólu przewidywalnej akcji, oszczędnych dialogów i rozhuśtanej, nieostrej kamery siedzącej niemal na plecach bohaterów, albo przyjmujemy z dobrodziejstwem inwentarza zmęczonego życiem Jasona Bourne’a, przymykamy oko na bezbarwną Alicię Vikander, cieszymy się z roli Tommy’ego Lee Jonesa, mimo że gra czarny charakter. Bo ten film niczym nie zaskakuje, bohaterowie są zmęczeni, a reżyser wypstrykał się z pomysłów.
Letnie, niezobowiązujące kino.
//