Polska, mroźna północnoeuropejska zima, podmiejska willa, grono przyjaciółek i morze alkoholu. Rozpoczyna się parapetówka – dobry pretekst do towarzyskiego spotkania, obejrzenia domu, objadania się, picia i całonocnych rozmów. Siedem kobiet w wieku mniej więcej „ryczących czterdziestek” rozpoczyna rytuał, a im późniejsza pora, tym więcej gorzkich żalów, animozji i skrywanych sekretów zaczyna wychodzić na jaw. A potem jedna z nich zostaje brutalnie zamordowana. Zważywszy na zimową zawieruchę i niespotykane opady śniegu, miejsce spotkania pań i od teraz też zbrodni, zostaje skutecznie odcięte od świata. Na policję trzeba czekać, więc pozostała przy życiu szóstka imprezowiczek, zaczyna bacznie się sobie przyglądać, ważyć lub nie wypowiadane słowa, często raniąc się nimi, oskarżając i uniewinniając.
Znakiem rozpoznawczym powieści Anny Fryczkowskiej jest kobieta. Mężczyźni sprowadzeni są do roli katalizatora wyzwalającego w odpowiednim momencie wachlarza emocji. Odwet za poniżenie i przemoc, agresja i upodlenie, te uczucia nieobce są naszym bohaterkom. A kiedy jedna z nich zginie, uwięzione w luksusowej willi, rozpoczynają nietypową sesję psychologiczną, wywlekając na światło dzienne ukryte zło i cierpienie, którymi latami się karmiły, nie przyjmując jeszcze do wiadomości, że wyrządzały sobie krzywdę.
Fryczkowska jest znawczynią kobiecych charakterów i nieźle kreśli wizerunek psychologiczny bohaterek. Dzieli książkę na trzy części i uczy nas bohaterek, lekko i zabawnie jak u Chmielewskiej. Po odkryciu zbrodni, zastosuje konwencję kojarzącą się z książkami Agathy Christie, by na koniec powrócić jako Anna Fryczkowska i pomysłowo spuentować powieść. W tej książce nie ma policjantów i detektywów, to kobiety biorą odpowiedzialność za czyny, działają i stają się niezależne. Zgodnie z tym, co same bohaterki mówią, sprawczynią jest osoba pozornie nie mająca żadnego motywu. Szukajcie więc, wczytujcie się, a może zgadniecie.
Polecam.
//